Jakże pójdziemy za Tobą (Łk 9,51-62)

Uczynił twardym swoje oblicze, aby iść do Jeruzalem” (Łk 9,51). Mowa tu o determinacji Jezusa, który chce wypełnić wolę Ojca i dać ludziom poznać Jego miłość aż do końca,

choć wie, że właśnie za to zostanie potępiony i okrutnie zabity. Uczniowie idący za Nim nie zawsze dobrze Go rozumieją. Choć Go kochają, stają czasem po przeciwnej stronie, jak Jakub i Jan, którzy chcieli, żeby ogień z nieba spalił bezbożnych. Dopiero gdy zobaczą oblicze cierpiącego Mesjasza, pojmą, że Jezus przyszedł rzucić na ziemię inny ogień – Boże miłosierdzie (por. 12,49).

Trzej bezimienni kandydaci na uczniów Jezusa (9,57-62) chcieliby bardzo pójść za Nim, ale mają swoje życiowe priorytety, z których niekoniecznie chcą rezygnować. Warto spróbować zobaczyć w każdym z tych trzech coś z siebie.

            Pierwszy z nich składa gorącą deklarację: „Pójdę za Tobą wszędzie!” Chyba nie zdaje sobie sprawy, że nikt nie może powołać samego siebie. Odpowiadając przysłowiem o lisach i ptakach Jezus daje mu też do zrozumienia, że pójście za Nim oznacza rezygnację z wygodnego, ustabilizowanego życia, by dzielić los Syna Człowieczego – nieustannie wędrującego, odrzuconego we własnej ojczyźnie, pozbawionego zabezpieczeń. Jedynym Jego domem ‑ miejscem oparcia ‑ jest Ojciec niebieski (por. Łk 6,12; J 16,32).

            Drugi z rozmówców Jezusa, powołany przez Niego, odpowiada dyplomatycznie, stawiając na pierwszym miejscu („pozwól najpierw”) pogrzeb ojca. Czy ów ojciec właśnie zmarł? Prawdopodobnie żyje i ma się dobrze. „Dobry syn” chce dopilnować spraw spadkowych i zabezpieczyć sobie przyszłość, a dopiero później pójdzie za Jezusem. Jeśli jednak nie zechce opuścić ojca i matki, nigdy nie pozna Boga jako Ojca, prawdziwego źródła życia. Jezus ponawia naglące wezwanie: „Idź i głoś królestwo”, bo ufa, że serce człowieka, którego umiłował i wybrał, może jeszcze stać się wolne dla Boga.

Trzeci kandydat chce najpierw „pożegnać się” ze swoimi bliskimi, innymi słowy: poddać decyzję pójścia za Jezusem pod osąd rodziny.

Jezus pokazuje nam trzy rodzaje przywiązań, które mogą, pomimo naszych dobrych intencji, utrudnić lub uniemożliwić nam realizację chrześcijańskiego powołania:

  1. przywiązanie do wygody i „małej stabilizacji”, w której nie ma miejsca na niespodzianki, wyrzeczenia, niepewność jutra;
  2. przywiązanie do zabezpieczeń materialnych. Pieniądz ma nieraz decydujący wpływ na życiowe decyzje i spycha na dalszy plan pragnienie służby Bogu, choć nie zawsze do tego się przyznajemy;
  3. przywiązanie do osób nam bliskich, z którymi nieraz konsultujemy się częściej niż z samym Panem Jezusem. W rezultacie bywa, że słuchamy bardziej ludzi niż Boga.

Blask Oblicza Chrystusa ma jednak niezwykłą siłę przyciągania, która może wyzwolić nawet kogoś bardzo uwikłanego w różnorakie zależności. Doświadczyli tego Piotr i Andrzej, (5,11; Mk 1,18-20), celnik Lewi (Łk 5,27-28), czy wspomniani synowie Zebedeusza (Mk 1,21-22). Żądając od nas, byśmy coś lub kogoś opuścili, Jezus chce nas uwalniać do miłości.

ks.Józef Maciąg

Źródło: „Niedziela Lubelska”

TOP