Wysławiam Cię, Ojcze (Mt 11,25-30)

            Jezusowa modlitwa wysławiająca Ojca niebieskiego (Mt 11,25-26) jest Jego odpowiedzią na odrzucenie, z jakim spotkał się w Galilei.

Nieco wcześniej uczniowie uwięzionego Jana Chrzciciela pytali Jezusa: Czy Ty jesteś rzeczywiście Mesjaszem, zapowiadanym przez proroków i rozpoznanym przez samego Jana nad Jordanem? (11,3; por. 3,13nn) Czy też może… Jan pomylił się co do Ciebie i innego mamy oczekiwać? Jezus był zbyt inny od wyobrażeń o mesjaszu tkwiących w głowach Jego rodaków, nigdy zresztą wprost nie zadeklarował się wobec nich jako mesjasz; nie zwalczał też zła w Izraelu siekierą i ogniem gniewu Bożego, jak zapowiadał Jan (3,7-12). Powoływał uczniów w na wpół pogańskiej Galilei, nie stronił od cudzoziemców, którzy szukali u Niego uzdrowienia i uwolnienia (4,15-25). Co gorsza, zdawał się łamać Prawo, czyniąc to, co było zabronione dla pobożnych: dotykał trędowatych, (8,3), był gotów iść do domu rzymskiego żołnierza (8,7), nie zachowywał postów, jak uczniowie Jana (9,14), dzielił stół z notorycznymi grzesznikami (9,10) a nawet przypisywał sobie boskie prerogatywy odpuszczania grzechów, co już zakrawało na bluźnierstwo (9,3).      Oczekiwany Mesjasz nie spełniał pokładanych w Nim oczekiwań!

Wielkość i pokora Jana polegały na tym, że nie lękał się on u końca swojej misji poddać radykalnej weryfikacji swoich oczekiwań względem Niego i otworzyć się na nowe, zaskakujące objawienie Boga. Inni jednak odrzucili Jezusa. W złej wierze nie przyjmowali ani Janowego wezwania do uznania i odrzucenia grzechu, ani też Jezusowego zaproszenia do radości z odzyskanej wspólnoty z Bogiem. Przeciwnie zło wydawało się – i ciągle wydaje wielu ludziom ‑ powodem do radości, a Bóg bywa uznawany za źródło smutku i nieprzyjemności (11,16-19). Kto jednak poznając Boga odrzuca Go, musi się liczyć z konsekwencjami takiego wyboru. Odmowa uznania Boga prowadzi nieuchronnie do duchowej ślepoty i znieczulenia sumienia, to zaś grozi katastrofą, zgubą wieczną (por. Mt 11,20-24; Rz 1,21-32).

            A jednak, pośród tego odrzucenia, Jezus doświadcza radości, gdy woła do Boga: „Abba! Ojcze! Wysławiam Cię!” Miłość Ojca jest dla Niego źródłem siły i tarczą w zmaganiu z pokusą, że Jego mesjański trud okaże się daremny. Św. Łukasz podkreśla, że Jezus wysławiając Ojca rozradował się w Duchu Świętym (Łk 10,21). Ta Jego radość wzmaga się zawsze, gdy ludzie prości i pokorni, nieraz bardzo poranieni przez zło, otwierają się na darmową miłość Boga, widzą Jego zwycięstwo nad śmiercią i przyjmują królestwo niebieskie, tzn. panowanie Boga w swoim życiu (por. Mt 9,8.15.22-24). Nie stawiają Bogu wymagań i oczekiwań, którym On musiałby sprostać, ale przyjmują Go z prostotą i radością takim, jakim On sam zechciał im się objawić; odkrywają, że Bóg jest Ojcem, a inni ludzie ‑ braćmi i siostrami, i że wszyscy są zaproszeni już teraz na wesele w domu Boga. Ta wspólnota z Bogiem staje się doświadczeniem wolności i odpocznienia.

Od Jezusa, który zawsze jest z nami, możemy uczyć się owego przechodzenia od życia w niewoli religii do wolności i radości przybranych dzieci Boga. W trudnych chwilach cierpienia i kuszenia możemy bronić się przed smutkiem i zwątpieniem słowami samego Jezusa: „Wysławiam Cię, Ojcze!”

 ks.Józef Maciąg