Gniew Boży (2 Krn 36,14-16.19-23) I czytanie

Rządy ostatnich królów judzkich (609-586 przed Chr.) przedstawiają smutny obraz. Joachaz, Jojakim, Jechoniasz i Sedecjasz czynili to, co złe w oczach Pana,

i zrobili wszystko, by przekreślić wspaniałą tradycję dynastii Dawidowej, wiernej Bogu i obdarzonej obietnicami, sięgającymi w najdalszą przyszłość (2 Krn 36, 1-21).

Niewielkie królestwo stało się igraszką potężnych mocarstw ‑ Egiptu na zachodzie i Babilonii na wschodzie ‑ i doznawało klęsk to z jednej, to z drugiej strony. Tragiczne było to, że królowie ci, choć byli pomazańcami Bożymi, przestali zupełnie słuchać Boga i stracili duchowe rozeznanie odnośnie do tego, co się działo w ich państwie, choć właśnie w tym czasie najbardziej rozeznania tego potrzebowali.

Grzech każdego z nich spadał na następców i narastał niczym kula śniegowa, aż spowodował niepowstrzymaną lawinę nieszczęść.

Sedecjasz, ostatni, marionetkowy zresztą król Judy, zaprzysiągł w imię Boga wierność Nabuchodonozorowi, władcy Babilonii, i wprowadził kult bóstw babilońskich w świątyni jerozolimskiej. Dokonał w ten sposób jej zbezczeszczenia przy udziale przywódców ludu a nawet kapłanów (36, 11-14). Nie było to niestety żadną nowością. Podobnej profanacji dopuścił się wcześniej król Manasses (33, 4-7). Skutkiem tak rozumianej „polityki otwartości” było to, że bojaźń Boża do reszty wyparowała z serc mieszkańców Judy, a zastąpiła ją zuchwałość w mnożeniu nieprawości. Zepsucie elit przyczyniało się do moralnej degradacji całego narodu. Prawo Boże było lekceważone, a prorocy, którzy apelowali o opamiętanie – wyśmiewani. Nawet tak wielcy mężowie Boży, jak Ezechiel czy Jeremiasz, nie zdołali powstrzymać tego procesu (por. 2 Krn 36,12.16; Ez 8,1-18; Jr 25,1-9).

Gdy Sedecjasz zbuntował się w końcu przeciw swemu babilońskiemu suwerenowi, wojsko Nabuchodonozora zdobyło Jerozolimę i urządziło rzeź na terenie świątyni, dopełniając jedynie profanacji, którą wcześniej zapoczątkowali sami Judejczycy. Świątynia została obrabowana i spalona. Całe miasto też (2 Krn 36,17-19).

Szabat był dla Izraelitów znakiem wyzwolenia i przymierza z Bogiem. Gdy byli niewolnikami w Egipcie, nie mieli dnia wolnego od pracy. Ponieważ jednak notorycznie lekceważyli dzień święty, otrzymali to, czego sami chcieli: ponowną niewolę. Nie zachowywali też Prawa zakazującego uprawy roli w roku szabatowym – co siedem lat. Dlatego ich ziemia pozostała nieuprawnym ugorem przez lat siedemdziesiąt, a oni sami poszli na wygnanie! (por. 2 Krn 36,21; Kpł 26,34; Jr 25,11).

Gniew Boży polegał właśnie na tym, że Bóg pozwolił im zakosztować przez pewien czas skutków swojego grzechu. Kara Boża nie miała bynajmniej ich zniszczyć, lecz raczej oczyścić i przygotować na przyjęcie Bożego zmiłowania, które nadeszło w swoim czasie.

Nadeszło ono w sposób definitywny w Jednorodzonym Synu Bożym, który został wywyższony nad ziemię po to, by nas wszystkich przyciągnąć do swego miłosiernego Serca (por. J 3,14; 12,32). Oby na dar Bożego miłosierdzia otworzyli się nasi przywódcy i cały lud.

  1. Józef Maciąg

Źródło: „Niedziela Lubelska”