Pokorni posiądą ziemię (2 Krl 5,14-17) I czytanie

Naaman był wielkim człowiekiem, który umiał słuchać ludzi pozbawionych znaczenia, i potrafił zmienić zdanie po ich wysłuchaniu. Samo jego imię (hebr. „miły, dobry”),

wskazuje, że ten dzielny wódz, prawa ręka króla Syrii (2 Krl 5,1.18), miał w swoim charakterze coś, co pozwalało jego podwładnym zwracać się do niego z sympatią i śmiałością. Dzięki temu poznał Boga prawdziwego i doświadczył ‑ dosłownie na własnej skórze ‑ zbawienia przez wiarę. Naamanowi doskwierała jakaś dotkliwa choroba skóry. Biblia nazywa ją trądem, choć prawdziwy trąd (choroba Hansena) został przywleczony ze Wschodu kilka wieków później.

Mała dziewczynka izraelska, niewolnica żony Naamana, była – jak się zdawało – kimś najmniej odpowiednim do udzielania wielkiemu wodzowi wskazówek, w jaki sposób mógłby uwolnić się od upokarzającej dolegliwości. A jednak to jej głos sprawił, że Naaman, zaopatrzony przez swego króla w list polecający i hojne dary, udał się z oficjalną wizytą do Izraela w poszukiwaniu uzdrowienia (5,3).

Jego prośba o uwolnienie od trądu skierowana do króla izraelskiego wywołała „kryzys dyplomatyczny”: król obawiał się, że to prowokacja ze strony potężnego sąsiada mająca doprowadzić do wojny i rozdarł szaty na znak bezradności i desperacji. Wtedy zabrał głos Elizeusz, prorok Pański, który był osobą prywatną, bez żadnego oficjalnego urzędu. Nie lubił występować w świetle jupiterów, wypowiadał się zwięźle, czasem dość szorstko (por. 2,16-18; 4,38.41-43), nawet wobec koronowanych głów (3,12-18). Nie wynikało to z arogancji. Nie chciał po prostu przesłaniać swoją osobą prawdziwego działającego – Boga, który daje zbawienie. Z tego samego powodu nie chciał dla siebie żadnych gratyfikacji (5,16). Był jedynie nosicielem Jego słowa. Nie pofatygował się więc osobiście, by wybawić króla z kłopotu, a jedynie przez posłańca kazał mu przysłać Naamana do siebie. Gdy ten przybył wraz ze wspaniałym orszakiem, nie wyszedł nawet przed dom, by go powitać; przez posłańca dał mu słowo od Pana ‑ polecenie z obietnicą: «Idź, obmyj się siedem razy w Jordanie (…) i staniesz się czysty» (5,8-10). Jordan to mała rzeczka, a jej mętny nurt nie zachęca do kąpieli. Naaman, który oczekiwał okazałej ceremonii religijnej, czy może magicznej, odebrał to jako afront, i pełen gniewu chciał zawrócić. Na szczęście zmienił zdanie dzięki perswazji któregoś ze swoich sług: «Mój ojcze! Gdyby prorok kazał ci spełnić coś trudnego, czy byś nie wykonał?» (5,13). Pokorna rzeka, której nazwa oznacza zstępowanie w dół (hebr. „Jarden”), stała się skutecznym znakiem miłosierdzia dla poganina po tym jak pozwolił się on przekonać, że Bóg pokornym łaskę daje (por. Prz 3,34; Jk 4,6). Idąc za słowem Bożym zszedł (hebr. „jarad” – 5,14) ze wzgórz Samarii do głębokiej doliny Jordanu i znalazł tam nie tylko uzdrowienie ciała, ale i dar wiary w Boga jedynego.

Święta ziemia izraelska (łac. „humus”), którą zabrał ze sobą do Syrii, aby na niej zbudować ołtarz dla Pana, jest symbolem tej pokory (łac. „humilitas”), która prowadzi do wiary i do zbawienia. Wiara Naamana, którą pochwalił Pan Jezus (por. Łk 4,27), jest jedynie odpowiedzią na pokorę Boga, który przychodzi do nas ukryty w tym, co małe i pozbawione znaczenia w oczach ludzi.

ks.Józef Maciąg

Źródło: „Niedziela Lubelska”