II niedziela Wielkanocna "C" - I czytanie (Dz 5,12-16) Cień Piotra

ryba

Pod kolumnadą Salomona w świątyni jerozolimskiej gromadziła się wspólnota wierzących, skupiona wokół Apostołów, którzy codziennie dawali świadectwo o Jezusie zmartwychwstałym. Wiele znaków i cudów działo się przez ich ręce (por. Dz 5,12).

Owe znaki (gr. „semeia”) to spektakularne uzdrowienia, które, zgodnie z logiką znaku, nie były celem samym w sobie, ku uciesze gawiedzi, lecz wskazywały na rzeczywistość większą niż one same – na fakt, że ukrzyżowany Jezus żyje jako Pan, wywyższony po prawicy Boga, aby dać Izraelowi nawrócenie i odpuszczenie grzechów (por. 5,31). Nie były one w istocie dziełem Apostołów, ale przejawem mocy Boga, wezwaniem do przyjęcia Ewangelii i do wiary w Jezusa (por. 3,12-13).

 

Znakom towarzyszyły ‑ i nadal towarzyszą ‑ cuda (gr. „térata”) dokonujące się w życiu tych, co uwierzyli. Cuda te to miłość i jedność między ludźmi, owa zdumiewająca przemiana, którą najkrócej ujął Jan Apostoł: «My wiemy, że przeszliśmy ze śmierci do życia, bo miłujemy braci» (1 J 3,14). Takie świadectwo wiary budziło podziw u „obcych” i skłaniało ich do chwalenia Boga, choć strach przed wykluczeniem i prześladowaniami powstrzymywał ich przed przyłączeniem się do rodzącego się Kościoła. Arcykapłani i przywódcy ludu odrzucali z oburzeniem naukę Apostołów i zabraniali ją głosić, grożąc surowymi konsekwencjami (Dz 4,1-2.17-18.21).

Mimo gróźb rosła jednak liczba mężczyzn i kobiet przyjmujących wiarę w Pana (5,14). Autor Dziejów Apostolskich podkreśla, że Kościół nie jest organizacją, która zyskuje zwolenników poprzez perswazję i propagandę, ale żywym ciałem Chrystusa Zmartwychwstałego, który przyłącza do siebie coraz to nowych ludzi, jak żywe komórki, obdarzając ich łaską wiary. To zjednoczenie z Panem sprawia dopiero realną więź chrześcijan między sobą – jedność myśli i uczuć (gr. „homothymadòn” – w. 12). Nie są oni bezrefleksyjnym tłumem ale ludem składającym się z wolnych osób, z których każda osobiście odpowiada na zaproszenie Pana. Są jak latorośle trwające w jedynym krzewie winnym, który daje im życie i umożliwia owocowanie (por. J 15,5).

Piękna jest wzmianka o Piotrze, który idzie drogą wskazaną mu przez Jezusa (por. J 21,18; Łk 22,32), a jego cień uzdrawia chorych leżących na ulicy. Ów cień kojarzy się z doświadczeniem ciemności, słabości i zdrady, jakie stało się udziałem pierwszego papieża. Grzech Piotra stał się miejscem, w którym objawiło się z największą mocą miłosierdzie Pana (por. Rz 5,20). To właśnie uczyniło go pokornym i nieustraszonym świadkiem miłości Bożej, gotowym – tak jak Pan – oddać życie za owce. Dzięki przebaczeniu Piotr został uwolniony od samego siebie i stał się w ręku Jezusa dobrym narzędziem do przekazywania innym Jego łaski.

«Cień przechodzącego Piotra pochodził w istocie ze światła Chrystusa i dlatego miał w sobie coś z mocy Jego Boskiej dobroci (…) Pomimo całej słabości Piotra poprzez jego wiarę i miłość docierała do ludzi uzdrawiająca moc Chrystusa, Jego moc jednocząca. Szukajmy także dzisiaj cienia Piotra, byśmy żyli w świetle Chrystusa!» (Benedykt XVI).

Iluż z nas doświadczyło prawdy tych słów w spotkaniu z Janem Pawłem II czy właśnie Benedyktem. A będziemy mogli doświadczyć jej na nowo, gdy przyjedzie do nas papież Franciszek.

ks. Józef Maciąg

Źródło: „Niedziela Lubelska”

TOP