XIII niedziela zwykła "C" - Płaszcz Eliasza (1 Krl 19,16b.19-21)

echoslowa st

          Prorok Eliasz uważał się za ostatniego człowieka w Izraelu, który dochował wierności Bogu, i chciał umierać, bo był wyczerpany i zniechęcony (1 Krl 19,4.14).

Usłyszał jednak od Boga, że ani nie jest jedynym sprawiedliwym, bo Bóg zostawił sobie w Izraelu jeszcze siedem tysięcy takich, co nie uklękli przed Baalem, ani też nie pora mu umierać, bo Bóg ma dla niego jeszcze parę ważnych zadań, i nie poskąpi mu sił, by się z nich mógł wywiązać. Doświadczenie kryzysu stanie się, dzięki Bożej łasce, początkiem nowego, owocnego etapu w jego życiu. Etapu ostatniego.

          Z Synaju, gdzie przeżył swoje „rekolekcje” – dotknięcie Bożej obecności i odnowienie powołania ‑ ma wrócić do Izraela i iść dalej, aż do Damaszku. Eliasz, który do tej pory działał sam, ma teraz znaleźć dla siebie ucznia i następcę, i Bóg wskazuje mu konkretny adres: Elizeusz syn Szafata z Abel-Mechola (19,15-18).

          Szafat musiał być zamożnym właścicielem ziemskim, skoro aż dwanaście jarzm wołów orało jego pole w urodzajnej dolinie Jordanu. Tam właśnie, przy pracy, znajduje Elizeusza Eliasz, i przemawia do niego nie słowami ale prorockim gestem.

          Po pierwsze podchodzi do niego, co w tekście zostało oddane czasownikiem „‘abar” oznaczającym przejście na drugą stronę, przekroczenie pewnej granicy lub pokonanie przeszkody. Znalazłszy człowieka wskazanego mu przez Boga idzie wprost ku niemu przez świeżo zaorane pole, i wkracza w jego życie, nie zważając na to, że jest on zajęty pilną pracą. Wszak Bóg powiedział: «Czyńcie sobie ziemię poddaną» (por. Rdz 1,28), i Elizeusz tak właśnie czyni. A jednak Bóg ma dla niego inne, jeszcze ważniejsze zadanie.

          Po drugie, prorok zarzuca na niego swój płaszcz, co oznacza po prostu: «Odtąd jesteś mój», i idzie dalej nie mówiąc ani słowa. Gest jest aż nadto wymowny: «Pójdź za mną natychmiast». Jest to ten sam płaszcz, którym Eliasz zasłonił sobie twarz, gdy na górze Horeb przechodziła chwała Boga (19,13). Zatem to nie Eliasz powołuje Elizeusza, ale sam Wszechmocny przechodzi obok niego i mówi mu: «Zostaw to, co robiłeś dotąd, i idź tam, dokąd cię poprowadzę». Eliasz idzie szybko, nie zatrzymując się ani na chwilę, dlatego Elizeusz, który odpowiada bez wahania (łac. „statim” w przekładzie Hieronima) na rzucone mu wyzwanie, musi biec za Eliaszem, aby nie stracić cennej szansy. Zrozumiał w jednej chwili, dzięki jakiejś duchowej intuicji, że to, co otrzymuje, jest bez porównania cenniejsze od tego, co musi zostawić, i że ten moment łaski już się nie powtórzy. A co musi zostawić? Znaczną ojcowiznę, która dawała mu życiowe zabezpieczenie, i zajęcie, na którym dobrze się znał. I samych rodziców wraz z ich planami związanymi z jego osobą. Musi też zostawić powolne woły i drewniany pług zaryty w ziemię, aby dogonić Eliasza maszerującego przed nim w nieznane.

          Co dostaje w zamian? «Pan moim dziedzictwem i przeznaczeniem, to On mój los zabezpiecza» (Ps 16,5). Sam Bóg będzie jego ziemią obiecaną, a on sam będzie Jego szczególną własnością. Będzie nosił «dwie części» ducha Eliasza, jako jego prawowity następca, i będzie świadkiem mocy Boga żywego wobec Izraela i pogan.

          Warto postawić sobie osobiste pytanie: Od czego i ku czemu uwalnia mnie miłość Chrystusa? Do czego mnie ona przynagla (2 Kor 5,14-21)?

ks. Józef Maciąg

Źródło: „Niedziela Lubelska”

TOP