Jednego ci brak (Mk 10, 17-30)

            Któż inny mógł tak zapamiętać pełne miłości spojrzenie Jezusa, jeśli nie sam Marek Ewangelista? Jest wielce prawdopodobne, że opowiada on o swoim własnym, „nieudanym” powołaniu (Mk 10, 17-22).

            Istotnie, Marek był zamożnym, młodym człowiekiem, synem Marii, właścicielki Wieczernika i ogrodu Getsemani. Przestrzegał wiernie Prawa, a jednak czuł, że w życiu chodzi o coś więcej niż o zachowywanie przepisów. Ten niepokój kazał mu przybiec do Jezusa i pytać: „Nauczycielu dobry, co mam czynić, abym odziedziczył (gr. „klēronomḗsō”) życie wieczne?” Znał już trochę Jezusa i spodziewał się, że w spotkaniu z Nim pozna swoje prawdziwe imię ‑ swoją tożsamość i sens życia. Rozumiał też, że życia wiecznego czyli w pełni szczęśliwego nie można sobie kupić; można je odziedziczyć, tzn. otrzymać jako niezasłużony dar od Boga, który chce nas usynowić.

            Jezus, który właśnie wyruszał w drogę, wszedł z nim w dialog, chcąc pociągnąć go za sobą i nadać nowy kierunek jego dążeniom. Zapytał go najpierw o to, do czego naprawdę jest przywiązane jego serce: do Boga, który jedynie jest Dobry? A jeśli tak, to czy nazywając Jezusa „Dobrym”, rzeczywiście rozpoznaje w Nim Tego, kim w istocie On jest? A może tym „dobrem” są dla niego dobra, które gromadzi i posiada?

            Życie wieczne, zgodnie ze słowami Jezusa, dziedziczy się zachowując Boże przykazania, a te są w istocie dwa, jak dwie tablice Dekalogu: „Miłuj Boga ponad wszystko. Miłuj bliźniego, jak siebie samego” (12,30-31). Przytaczając najpierw przykazania drugiej tablicy, Jezus dał młodzieńcowi do zrozumienia, że wszelkie dobra otrzymane od Boga są nie po to, by je gromadzić i posiadać, ale by się nimi dzielić, czyniąc bliźnich swoimi braćmi.

            Wyzwanie, jakie młodzieniec usłyszał zaraz potem, odnosiło się do pierwszych trzech przykazań Dekalogu i było kamieniem probierczym miłości Boga ponad wszystkie rzeczy: „Idź, sprzedaj, co masz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb… Potem przyjdź i naśladuj Mnie”. Patrząc na niego z miłością, Jezus zapraszał go nie tyle do jakiegoś heroicznego wysiłku moralnego, co po prostu do osobistej relacji z sobą. Otwarcie się na tę miłość czyni nas podobnymi do Jezusa w Jego sposobie życia, w ubóstwie, wolności, całkowitym darze z siebie.

            Młody człowiek odszedł smutny, ponieważ zobaczył, że nie jest w stanie wejść na tę drogę, ponieważ był zbytnio przywiązany do dóbr – otrzymanych przecież od Boga – które dla niego stały się idolem: bożkiem odbierającym mu wolność i radość. Ten smutek „ku dobremu” objawił mu ukryty głęboko grzech idolatrii: był w istocie „posiadany” przez własne posiadłości.

            To, co niemożliwe, stało się jednak możliwe dzięki miłości Boga (por. 10,27-28): w noc męki Jezusa młodzieniec w Getsemani pozwolił się ogołocić ze wszystkiego, co miał na sobie, a jego nagość stała się znakiem upodobnienia do Jezusa na krzyżu i nowych narodzin z wody i Ducha (14,51-52). Potem widzimy Marka u boku Piotra i Pawła w Rzymie, jako sługę Ewangelii radości, który oddając wszystko, wszystko otrzymuje.

            Każdego z nas Jezus chce odnaleźć w tłumie, by powiedzieć nam z miłością: „Jednego ci brak…”

Ks. Józef Maciąg

Źródło: „Niedziela Lubelska”

TOP