Wiara, która innym ulgę przynosi (Mt 15, 21-28) (2)

echoewangeliiIdąc w stronę Tyru i Sydonu Jezus wiedział, że spotka pogan, którzy nie należą do „owiec, które poginęły z domu Izraela”. A jednak udaje się tam i czyni znaki. W opisie Mateusza spotkanie Jezusa z Kananejką stanowi jakby ciąg dalszy wyjaśnień danych uczniom na temat prawdziwej nieczystości. Jezus znajduje się pomiędzy faryzejskim światem sformalizowanej religijności, sprowadzonej do paranoicznego przestrzenia tego, co na zewnątrz bez dostrzegania istoty wiary oraz grzechu, który jest prawdziwym źródłem ludzkiego cierpienia, a pogańskim kultem, który wyrastając z ludzkiego strachu przed nieznanym i niemożliwym do opanowania, jest iluzorycznym środkiem wywierania wpływu na bóstwa, które bardziej przypominają siły natury niż Jedynego Boga.

Ale tak po stronie religijnych formalistów, jaki i w kraju pogan znajdują się ci, którzy prawdziwie wierzą. Ich wiara przenosi góry. Uzdrowienie z dzisiejszej Ewangelii następuje bezpośrednio po tym, jak Jezus wyjaśnia, gdzie jest faktyczne źródło grzechu w życiu człowieka. Swoją wypowiedź zaczyna, zwracając się do uczniów: „To i wy jeszcze niepojętni jesteście?” Łatwo przychodzi nam krytyka faryzeizmu, także tego współczesnego, ale umyka nam fakt, iż także każdy z nas jest przywiązany do uznawania za dobre i szlachetne tego, co zewnętrznie zgodne z przykazaniami, co odpowiada tradycji, zwyczajowym rytuałom, sprawowanemu kultowi. Nie tylko faryzeusze i uczniowie mają problem, aby zejść do głębin swego serca i dokonać sądu nad pragnieniami, intencjami i ocenami, które stamtąd się wywodzą.

Pierwsza odpowiedź Jezusa z medytowanego tekstu nie jest odpowiedzią daną kobiecie, ale uczniom, których denerwuje lamentująca matka. Może się wydawać, że Jezus zamyka nią drogę zbawienia wszystkim, którzy nie wywodzą się z Ludu Wybranego. Ale czy nie jest to zdanie-prowokacja, dla tych, którzy wierzą, że sprawiedliwość pochodzi z „jedzenia przyzwolonych potraw i picia z odpowiednio obmytego kubka”? Tuż przed uczynieniem ważnego znaku Jezus pragnie uświadomić uczniom, że oni także, pomimo tylu wyjaśnień otrzymanych „na osobności” ciągle trwają w mentalności uczynków i zasług przed Bogiem. Pytanie brzmiałoby więc następująco: Czy Bóg może uczynić coś dla kogoś, kto nie należy do wybranego przez Niego ludu? Czy nie jest to prowokacja wobec nas, którzy odmawiamy owocności łaski Boga tym, którzy nie są z nas?

Drugie zdanie Jezus, skierowane już wprost do błagającej poganki, wydaje się kolejną prowokacją. Czy aby przypadkiem nie jesteśmy przekonani, że łaska Boża jest w pewien sposób ograniczona? Że jeśli ktoś otrzyma dar od Boga, to ktoś inny będzie go pozbawiony? Przecież może starczyć i dla dzieci, i dla psów. Skąd więc takie pytanie, które pokazuje, jak bardzo zazdrośni jesteśmy o to, co Bóg dla nas czyni. Z jednej strony wiemy, że trzeba ewangelizować, otwierać kościoły i wspólnoty, aby Dobra Nowina docierała do jak największej liczy ludzi, a z drugiej strony nosimy w sobie mentalność chciwych zazdrośników, którzy boją się, że ktoś może zająć nasze miejsce we wspólnocie, że ktoś lepiej spełni aktualnie przez nas wykonywaną posługę, czy sprawi, że znajdziemy się w cieniu, zamiast na piedestale.

Dwa zdania Jezusa zmierzają do naruszenia obłudnie pobożnej mentalności. Najpierw kwestia zasług. To prawda, że Bóg poprzez Abrahama rozpoczął z pewnym ludem drogę inicjacji do wiary. Wielu patriarchów, proroków czy też męczenników czasów Starego Testamentu świadczy o nadzwyczajności tej drogi. Ale celem tej inicjacji nie było tworzenie elitarnego klubu bez prawa wstępu dla pospólstwa, lecz prowadzenie do wiary dojrzałej, wiary zdolnej przyjąć i uznać w Jezusie obiecanego Mesjasza, Syna Bożego. Celem drogi Izraela jest wiara. A jeśli ziarna takiej wiary Bóg rozsiewa także wśród pogan? Kto z nas Mu tego zabroni? Druga kwestia to hojność i dobroć Boga. Czy na pewno wierzysz, że łaski Boga wystarczy dla wszystkich? To znaczy, że w pobożności nie musisz rywalizować, aby okazywać się lepszym od innych? Że nie musisz codziennie korygować listy zasług przed Bogiem i stawiać sobie pytania, czy już bardziej zasługujesz na to, aby Pan tobie wyświadczył upragnione dobro, a nie twemu bratu, który „na pewno nie czyni tyle, co ty”?

A Jezus pragnie wiary. Rozważana perykopa jest tak radykalna w swoich wypowiedziach, bowiem Bóg pragnie wiary radykalnej. Wierzysz, że bez twoich zasług, bez oczekiwania w kolejce, przy całej twej nicości, Bóg obdarzy cię swoimi łaskami, sprawi specjalnie dla ciebie jakiś cud, uczyni jakiś znak? Kananejka wierzyła. Wielokrotnie myślimy, że dla owocności naszych modlitw trzeba okazać się jak najbardziej bezinteresownym. Dlatego wkładamy wiele wysiłku w przekonanie Boga, że to, o co prosimy tylko w niewielkim stopniu będzie z pożytkiem dla nas, ale że chodzi nam przede wszystkim o innych. Poganka, której córka jest dręczona, dwukrotnie powtarza prośbę w swoim własnym imieniu: „Ulituj się nade mną!” „Dopomóż mi!” Ona nie ukrywa, że cierpienie jej córki doprowadza ją na skraj wytrzymałości.

Kananejka wyznaje wiarę w Jezusa, jako obiecanego Mesjasza. Wyznanie to jest owocem osobistego zaufania w dobroć Boga. Wiara wyrasta z przekonania, że Bóg nikogo nie chce pozostawić sobie samemu. Bóg nie patrzy na lata inicjacji chrześcijańskiej, na wspólnoty, do których należymy, na poświęcenia i zasługi dla Niego ponoszone. On pragnie naszej wiary. On pragnie skrajnej ufności w Jego miłosierdzie. Nie chodzi o poprawne nazywanie Boga czy odkrywanie Jego teologicznych przymiotów, ale o osobiste zwrócenie się do Niego z sercem pełnym ufności: „Tak bowiem mówi Wysoki i Wzniosły, którego stolica jest wieczna, a imię «Święty»: Zamieszkuję miejsce wzniesione i święte, lecz jestem z człowiekiem skruszonym i pokornym, aby ożywić ducha pokornych i tchnąć życie w serca skruszone.”

Faryzejsko-pogańska mentalność boi się obrazu Boga tak skrajnie miłosiernego, tak bardzo zatroskanego o człowieka i tak wrażliwego na jego nędzę, iż jeden akt wiary owocuje cudami. Ta mentalność pragnie „obronić” Boga przed rzekomym lekceważeniem i pomniejszenie Jego wielkości, skoro przystęp do Niego otwiera się jedynie kluczem wiary. Ale faryzejsko-pogańscy samozwańczy obrońcy Boga nigdy nie pojęli, co znaczy wiara. Ta osobista i jedyna relacja do Boga nie jest chwilowym nastrojem czy tymczasowym pożytkiem. Wiara jest relacją, która ogarnia całego człowieka. Jest pragnieniem kochania Boga, poznawania Go, czynienia tego, co Jemu się podoba. Wiara nie wymaga lat studiów teologicznych, ale jest uznaniem Boga za najwyższą prawdę. Wiara nie wymaga psychoterapeutycznej precyzji w znajomości własnych emocji, ale jest zakochaniem się w Bogu. Wiara nie jest przysięgą, która gwarantuje wierność Kościołowi, ale najgłębszym pragnieniem pełnienia woli Boga. Tak rozumiana wiara przenosi góry. Takiej wiary pragnie dla nas Jezus.

Ks. Maciej Warowny, Francja

TOP