Uzależnieni od rywalizacji - Ks. dr Wiesław Błaszczak SAC

wbTak, jesteśmy uzależnieni od rywalizacji. Pokazuje to Biblia, którą wypełniają opisy rywalizujących ze sobą ludzi. Pierwsi rodzice zrywając owoc z drzewa poznania dobra i zła zamienili zasadę pierwotnej jedności na zasadę podstawowego rozłamu, zagrożenia i rywalizacji. Szczęście jednego jest zagrożeniem dla szczęścia drugiego. Dlatego Abel ginie z rąk Kaina a przyjęty przez miłosiernego ojca marnotrawny syn staje się w oczach starszego brata niebezpiecznym rywalem. Jakież to współczesne...    Jesteśmy uzależnieni od rywalizacji. To wniosek choćby z obserwacji dzieci: starsze dziecko rywalizuje z młodszym, bardziej zdolne z mniej zdolnym, bardziej grzeczne z mniej grzecznym, pobożniejsze z niepobożnym, brat z siostrą a siostra z bratem.

Jesteśmy uzależnieni od rywalizacji. Rywalizują ze sobą dorośli. Boleśnie doświadczają tego w momencie, w którym rzeczy, zdarzenia, osiągnięcia nie cieszą już same w sobie. W taki momencie np. mieszkanie już nie cieszy samo w sobie, lecz dlatego że jest lepsze od mieszkania sąsiadów. To, że spełnia oczekiwania właścicieli, że jest dla nich w sam raz, przestaje wystarczać - uzależnienie od rywalizacji sprawia, że mieszkanie zaczyna służyć pokazaniu własnej dominacji, tego że jest się lepszym. Podobnie może być z małżeństwem, które cieszy o ile układa się lepiej niż innym. Niestety., to że jest w nim dobrze już nie wystarcza. Praca, zdrowie, znajomości, dzieci by cieszyć muszą być lepsze. W przeciwnym razie są powodem goryczy i rozczarowania. Goryczy prowadzącej do zazdrości, zawiści, zemsty. Jeśli trudno być w czymś lepszym, można przynajmniej pocieszać się myślą, że inni mają lepiej, bo wykorzystali, ukradli, załatwili, mieli szczęście, a w dodatku - miejmy nadzieję - to ich „nieuczciwe" szczęście skończy się szybciej niż nasze.

Czy rzeczywiście nasze życie ma polegać na doskonaleniu i wzmacnianiu tegoż uzależnienia? Czy rzeczywiście, by ktoś mógł poczuć się lepiej, musi znaleźć kogoś, kto ma gorzej? Czy rzeczywiście „dobry", zawsze będzie oznaczał „lepszy od kogoś innego"? Czy rzeczywiście źródłem satysfakcji nie mogło by być coś, co nie polega na pokonaniu konkurenta, zajęciu lepszego miejsca, odebraniu komuś czegoś?

Czy rzeczywiście ewangeliczne braterstwo jest tylko i wyłącznie obrazem pozaziemskiej rzeczywistości, a tu, na ziemi zawsze będzie niosącą rozczarowanie utopią? Przecież chyba właśnie stąd biorą się bolesne rozczarowania wspólnotami religijnymi. Szereg osób dołącza do nich, aby chronić się przed rywalizacją, której doświadczają w rodzinach, w pracy, w życiu. Wspólnota religijna powinna dawać gwarancję dążenia do Boga, który przecież kocha wszystkich sprawiedliwie, powinna dawać gwarancję jedności i chronić przed rywalizacją.

Trzeźwo i spokojnie wypada zapytać: o co tu rywalizować? Przecież dla wszystkich Bożej miłości wystarczy. Tym czasem również we wspólnotach religijnych uruchamia się mechanizm rywalizacji o to kto żyje bardziej święcie, kto lepiej się modli, kto głębiej rozumie Słowo, kto otrzymał więcej darów, kto bardziej otworzył się na działanie Ducha, kto podniósł się z większego grzechu, kto trafniej czyta znaki czasu, kto jest bliżej Jezusa.

Od rywalizacji są uzależnieni również małżonkowie. To właśnie w małżeństwie szczęście męża jest zagrożeniem dla nieszczęśliwej żony: „Ty sobie jeździsz a ja muszę zajmować się całym domem sama!". Szczęście żony jest zagrożeniem dla nieszczęśliwego męża: „Ja haruję, a ty siedzisz w domu i marnotrawisz ciężko zarobione pieniądze!".

Na szczęście mąż i żona, którzy są ze sobą tak blisko, że grozi im ciągłe wchodzenie w rywalizację, mogą bardzo skutecznie przełamywać moc tego uzależnienia. Rywalizacja daje poczucie siły. Natomiast to właśnie w małżeństwie miłość i tęsknota mają szansę zastąpić ten rodzaj „adrenaliny", który pojawia się, gdy zwyciężamy rywala. Miłość i tęsknota to uczucia trudne, ale jednocześnie bardzo piękne. Trudne, ponieważ w ich przeżywaniu jest dużo zdania się na kogoś i niewiele poczucia siły. Piękne, bo wiele w nich bliskości, wiele tego, co w kontakcie niepowtarzalne i najbardziej przez każdego z nas upragnione: „Twoje szczęście staje się moim...".

Pozytywne doświadczenie radzenia sobie z duchem rywalizacji, pozytywne doświadczenie budowania jedności obecne w małżeństwie przekłada się na życie rodziny. Z kolei pozytywne doświadczenie rodzin pozwala tworzyć pozytywne doświadczenie w jakiejkolwiek społeczności, także w społeczności Kościoła i wspólnot religijnych. Niekiedy próba budowania jedności we wspólnocie religijnej z pominięciem jedności małżeńskiej przeradza się w formę ukrytej rywalizacji. Wymaga to dobrego rozeznawania - na ile zaangażowanie religijne służy budowaniu jedności, a na ile pogłębia rozłam w rodzinie, czy tez w małżeństwie.

Droga do jedności prowadzi przez cierpliwe demontowanie mechanizmu rywalizacji. Mechanizm się nakręca, jeśli „jest mi dobrze" oznacza „jest mi lepiej niż tobie". Jednak właśnie w małżeństwie można doświadczyć dobra płynącego stąd, że jestem z tobą, że tobie jest dobrze, że staję się dla ciebie darem".

Dzięki wyzwalającym się z rywalizacji ku miłości małżonkom można zrozumieć, co znaczą słowa: „To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem. Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich. Wy jesteście przyjaciółmi moimi, jeżeli czynicie to, co wam przykazuję. Już was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni pan jego, ale nazwałem was przyjaciółmi..." (J 15, 12-15).

Małżonkowie mogą wyzwalać się z uzależnienie od rywalizacji dzięki świadomości działającego w nich mechanizmu. Teologia, antropologia, psychologia skutecznie ten mechanizm opisują i wyjaśniają. Pozwala go zobaczyć również refleksja nad sobą, małżeński dialog, a niekiedy psychoterapia. Oprócz własnego wysiłku konieczna jest współpraca z łaską daną między innymi w sakramencie chrztu, pokuty i małżeństwa. Człowiek - mimo najszczerszych chęci - nie wyzwoli się z tego uzależnienia bez Boga, tak jak sam bez Boga zbawić się nie może.

Ks. Wiesław Błaszczak SAC

TOP