Mój kamień węgielny (1 P 2, 4-9) 5 Ndz. Wielkanocna

Jezus jest kamieniem węgielnym Kościoła. Wyłącznie budując na Nim staję się duchową świątynią, świętym kapłaństwem dla składania duchowych ofiar. Warto sobie przypomnieć, że kamień węgielny nie jest symbolem,

jak to się dzieje za naszych czasów, ale faktycznym oparciem narożnika budowli. Dlatego, jeśli jest źle wyciosany lub z wadliwego materiału to budowli grozi zawalenie się. Piotr Apostoł używa tego obrazu, aby uświadomić nam, że bez Chrystusa nie potrafimy wznieść nic, co byłoby trwałe w naszym życiu. Świątynia zaś jest znakiem obecności Boga pośród swego ludu, daje poczucie bezpieczeństwa, przypomina o tożsamości, jest znakiem nadziei, uobecnia niebo na ziemi, wprowadza w ziemską rzeczywistość niebiańskie prawa i zwyczaje. Materialna świątynia chrześcijańska jest miejscem liturgii, która jest odbiciem i antycypacją liturgii niebieskiej. To nie miejsce kultu, czyli tego, co człowiek czyni dla uczczenia i uproszenia Boga, ale to miejsce wkraczania w przestrzeń nieba, które w liturgii staje się obecne dla nas tu i teraz.

Zwięzłe przypomnienie symboliki świątyni pomoże nam zrozumieć, w czym tkwi wyjątkowość duchowej świątyni chrześcijan. Ale najpierw uświadommy sobie przyczyn odrzucenia Chrystusa, jako kamienia węgielnego przez wielu budowniczych. Co człowiekowi nie podoba się w Synu Bożym, iż nie chce go mieć jako kamień węgielny swego życia? Cuda mu się nie podobają, nauka o miłości, uzdrowienia, pokora, miłosierdzie? Otóż nie. Jedynym powodem odrzucenia Jezusa jest krzyż, który nie tylko wprowadza cierpienie do naszego życia, ale w ziemskiej rzeczywistości jest miejscem działania Boga, a nie człowieka. Po pierwsze krzyż uświadamia, że cierpienie nie jest czymś obcym naszemu życiu. Życie pełnią życia domaga się akceptacji, że jest w nim cierpienie. Nie ma znaczenia, czy zawinione czy nie, ono po prostu stanowi jego nieodłączną część. A ponieważ tajemnica krzyża na trwałe wprowadza je w nasze życie, daje boskie pozwolenie na jego obecność, dlatego pobożność oparta na ucieczce od cierpienia, na modlitwach i wysiłkach człowieka, aby nie cierpieć, nie chorować, nie doświadczać porażek, biedy, odrzucenia i słabości jest dewaluowana. Faryzejski wysiłek bycia doskonałym w zachowywaniu wszystkich przykazań, aby Bóg ochronił mnie przed cierpieniem, staje się kompletnie bezużyteczny, jest ślepą uliczką.

Jezus przychodząc na świat nie przynosi obietnicy usunięcia wszelkich cierpień z życia człowieka. On staje w centrum tego cierpienia, okazuje jego najgłębszy sens. Krzyż jest tego namacalnym dowodem. Bóg daje się człowiekowi, ofiarowuje mu życie wolne od lęku przed śmiercią, cierpieniem i porażką poprzez wkroczenie w samo centrum ludzkiego buntu na cierpienie. Odrzucenie Jezusa – Kamienia Węgielnego, jest oznaką ludzkich pragnień wobec Boga: uwolnij nas od cierpień, zabierz je od nas, popatrz jak bardzo się staramy, ile wysiłku wkładamy w przestrzeganie Twoich praw, a to po to, żebyś wreszcie nas wysłuchał. Jezus wybierając krzyż, głosząc potrzebę miłości, która nie jest zaspokajaniem naszych potrzeb, ale czynieniem daru z całego siebie, złości człowieka. Dlatego jest odrzucony, odepchnięty. Sąd nad Jezusem i skazania Go to deklaracja człowieka, że nie godzi się na miłość, która jest darem z siebie. Miłość to przyjemność duchowa, emocjonalna, cielesna, to spełnienie moich aspiracji i pragnień, to długie życie, w którym doświadczam szacunku i podziwu innych – zdaje się krzyczeć tłum w Wielki Piątek.

Pełnia mojego człowieczeństwa, istnienie na obraz i podobieństwo Boga, bycie świątynią duchową, uwidacznia się jedynie w odniesieniu do krzyża, który jest znakiem każdej darmowej miłości. Kochając w ten sposób daję nie „coś” ze swego życia, ale w sposób wolny i całkowicie darmowy ofiarowuję samego siebie. Jezus pyta nie tylko faryzeuszów: „Cóż więc znaczy to słowo Pisma: Właśnie ten kamień, który odrzucili budujący, stał się głowicą węgła? Każdy, kto upadnie na ten kamień, rozbije się, a na kogo on spadnie, zmiażdży go”. Także mnie pyta o to, czy wpisałem cierpienie w plan mojego życia? Bo jeśli nie, to każde doświadczenie choroby czy porażki zmiażdży mnie. Jeśli krzyż nie jest dla mnie oczywistą perspektywą każdej miłości, każdej pracy, każdej więzi międzyludzkiej, to rzeczywiście czuję się zmiażdżony nawet przez najmniejszą trudność. Potykam się o cierpienie, o niepowodzenie, napawa mnie lękiem każde wołanie o większą miłość. Wówczas zaczynam się bronić, powtarzając slogany, że „nie można być za dobrym, bo cię zjedzą”, „kto ma miękkie serce, ten musi mieć twardy tyłek”, etc. Wielokrotnie moje plany rozsypują się, bo potykam się o krzyż, o moją niegotowość dawania życia. Dlatego czas paschalny jest wołaniem o przyjęcie krzyża Jezusa jako fundamentu, podstawy węgła, zwornika całego naszego życia wznoszonego na kształt świątyni, gdzie ma zamieszkiwać Bóg.

ks. Maciej Warowny 

TOP