Rywalizujesz czy kochasz? (Flp 2,1-11) 26 Niedziela Zwykła A

Zachęta, która kończy pierwszy rozdział Listu do Filipian, aby trwać w jednym duchu, jednym sercem walcząc o wiarę w Ewangelię, może być wprost odniesiona do Jezusowego wezwania z Ewangelii Jana, aby trwać w miłości i jedności.

Miłość i jedność to znaki przywołujące świat do wiary, stąd ich niezmierna waga, a ich obecność wskazuje na autentyczność Kościoła. Wczytując się w dzisiejszą lekturę dostrzegamy, że Paweł wskazuje na fundamentalne zagrożenie dla relacji miłości i jedności: niewłaściwe współzawodnictwo i próżna chwała stanowią odwieczny problem człowieka. Myślę, że nie jest nadużyciem stwierdzenie, iż wszelkie akty przemocy, fizycznej i psychicznej czy też dominacji, mają swoje zakorzenienie w rywalizacji, której istotą jest pragnienie bycia w centrum, Adamowa pycha „bycia jak Bóg”. W takim kluczy Paweł wskazuje na uniżenie Chrystusa, jako model chrześcijańskiego współzawodnictwa i chrześcijańskie chwały. W ten sposób dotykamy najważniejszego i najboleśniejszego zranienia natury ludzkiej, które pozostając nieleczone jest praprzyczyną wszelkiej rywalizacji i przemocy.

Uświadomienie sobie, jak bardzo rywalizacja i pragnienie bycia uznanym i docenionym jest wpisane w nasze życie stanowi bardzo praktyczny problem recepcji dzisiejszej lektury. Poczynając od rywalizacji o miejsce w dziecinnym łóżeczku, poprzez kłótnie o rzekomo lepszy kawałek ciasta i ilość czasu na kolanach któregoś z rodziców, aż do bezpardonowych wojen o bogactwa i władzę wszędzie możemy odkrywać problem ludzkiego serca, poranionego pragnieniem „bycia jak Bóg”. Tylko, że walka ta jest zakorzeniona w fundamentalnej nieznajomości Boga. Nie znają Boga zarówno ci, którzy prowokują wojny, napięcia międzynarodowe i używają mediów do brutalnej dyskredytacji przeciwników politycznych, jak również ci, którzy przyglądając się swej pobożności i praktykom religijnym uznają się za lepszych, pobożniejszych, bardziej miłosiernych, mających większą świadomość swej wiary i bardziej ugruntowaną moralność ewangeliczną. Trudność niewierzących tkwi w tym, że odcinając się od wiary tracą możliwość poznania swych słabości, jako miejsca spotkania z Bogiem, który jest Miłością. Natomiast wierzący mają niewiele na swe usprawiedliwienie.

Uniżenie Chrystusa, które Paweł uwielbia kantykiem, jest dla mnie nieustannym zaproszeniem, aby przyglądać się wielości pokładów rywalizacji, które istnieją we mnie. Niestety lista jest bardzo długa i z upływem lat odkrywam wciąż nowe wymiary przekonania, że „jestem lepszy”. Próżna chwała karmi się najmniejszym przejawem słabości bliźniego. Każda słabość dostrzeżona u bliźniego staje się okazją  do spontanicznej refleksji, iż ja jestem lepszy, ja bym tak nie postąpił, ja już to wiem, ja się tego nauczyłem, ja to już przecierpiałem, etc., etc., etc. Paradoks tkwi w tym, że wiedza, doświadczenia i cierpienia nie zbliżają mnie do wzoru, którego Paweł chce dla mnie. Chrystus uniżony, umęczony i ukrzyżowany z łatwością znika z optyki mojej drogi wiary, sposobu patrzenia na świat i kształtowania relacji z drugim człowiekiem. Spontanicznie rozpoczynam rywalizację, poszukiwanie racji, które pozwolą mi stwierdzić, że jestem lepszy.

Pawłowy hymn o kenozie Chrystusa nie może pozostać pięknym kantykiem, który służy wzruszeniu się nad cierpieniem Syna Człowieczego, płakaniu nad Jego męką czy przytłaczaniu innych ogromem Bożej miłości. Kenoza Jezusa jest drogą, którą Ojciec otwiera także przede mną. Jest zaproszeniem do odkrywania prawdziwej miłości, która jest zawsze i wyłącznie darem z siebie. Medytacja kenozy Chrystusa jest autentycznym narzędziem uśmiercania rywalizacji, którą wskazywano mi, jako drogę do sukcesu, do wewnętrznego spełnienia się. Medytacja uniżenia Jezusa chroni mnie przed agresją wobec tych wszystkich, którzy nie nauczyli mnie miłości, ale sycili się moimi sukcesami i zachęcali, aby być jeszcze lepszym, aby pokonywać kolejnych przeciwników i żywic się świadomością bycia „lepszym” i „naj....”. Każdy wymiar życia stał się polem rywalizacji: praca, wiara, hobby, rodzina, kultura, gotowanie, sprzątanie, modlitwa, chodzenie do kościoła, posiadany dom czy samochód, kolor skóry czy nawet włosów. Wszystko uczyniliśmy przedmiotem rywalizacji, wierząc, że może w niektórych dziedzinach będziemy na tyle dobrzy, że nasycimy w końcu pragnienie próżnej chwały.

Wraz z postępującym wiekiem przychodzi coraz więcej rozczarowań z powodu odkrywania swych niedoskonałości lub, niestety, rośnie coraz bardziej bezkrytyczne przekonanie o własnej wyższości i prawie do patrzenia na innych z góry. W każdym przypadku przegrywamy. Nie taki jest plan Boga dla nas. Parafrazując Pawła można napisać: jeśli uznajesz, że Chrystus ma prawo cię korygować, jeśli pragniesz być kochanym i kochać, jeśli wierzysz w dary Ducha Świętego, jeśli porusza cię świadectwo życia i śmierci męczenników, uwierz, że kluczem do szczęścia nie jest rywalizacja i realizacja własnych ambicji, ale jest nim prawdziwe bycie jak Bóg, Bóg-Człowiek, który na krzyżu otworzył nam bramy miłości i szczęścia, który „istniejącą w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności ...” Prawdziwym wyniesieniem człowieka jest bowiem zdolność kochania, tak jak Bóg nas ukochał.

ks. Maciej Warowny

TOP