Dzięki wierze, czy dzięki mnie? (Hbr 11, 8. 11-12. 17-19) Niedziela Świętej Rodziny B
Pierwszy akapit dzisiejszej lektury przypomina mi anegdotę z życia pewnego księdza na misjach, któremu towarzyszył kleryk. Ksiądz nie miał w zwyczaju opowiadać się, gdzie ma zamiar iść i co ma zamiar robić, a rolą kleryk było mu towarzyszyć.
Pewnego razu ksiądz wychodzi z plebanii. Kleryk podąża za nim. Po kilku minutach marszu w milczeniu kleryk mówi: „Jan, mnie nie interesuje, dokąd ty idziesz. Ale chciałbym wiedzieć, dokąd ja idę?” Zranienie grzechem pierworodnym, bardzo dziś widoczne w kulturze indywidualizmu, sprawia, iż chcemy kontrolować wszystko w naszym życiu i sami o wszystkim decydować. Dlatego tak trudno jest nam przyjąć Abrahamowe towarzyszenie Bogu. Abraham nie pyta, dokąd idzie, ale chwyta się tego, że wie, z Kim idzie. Cel drogi jest naznaczony bardzo ogólnie. To obietnica ziemi i potomstwa. Ale Abraham rusza w swoją drogę „dzięki wierze”, dzięki relacji do Boga, Którego głos słyszał i Który złożył mu obietnice. Wędrówka staje się wyłącznie pretekstem do tego, aby Abraham nauczył się ufać Bogu we wszystkim i być z Nim w każdym doświadczeniu, które przynosi droga. Wczytując się w historię Abraham widzimy, że nie było to łatwe dla niego. Jego sposób myślenia, oceniania ryzyka, „pomagania” Bogu w spełnieniu obietnic, stają się zarzewiem wielu trudnych czy wręcz niebezpiecznych sytuacji.
Drugi akapit pokazuje, że wiara Sary nie zajmuje się kategorią możliwe – niemożliwe do wykonania, ale podobnie do Abrahama, odnosi się do Osoby, Która daje obietnica. Skoro Osoba jest wiarygodna, to obietnica jest jak najbardziej możliwa do zrealizowania. Takie nastawienie na Osobę czyni z Abrahama i Sary niezastąpionych świadków wiary. Dlatego też możliwe jest w życiu Abrahama to, co ukazuje ostatni akapit lektury, czyli ofiara Izaaka. Gdyby Abraham posługiwał się naszymi kategoriami myślenia, czyli obiektywizacją celu swego powołania, rozważaniem wykonalności Bożej obietnicy, celowością działania, etc, nigdy nie podjąłby się drogi na górę Moria. Dlatego nieustannie potrzebujemy powrotu do figury Abraham, jako figury wiary, zaufania i posłuszeństwa Bogu. Bowiem wszyscy żyjąc w dzisiejszym świecie, nasiąkając jego mentalnością jesteśmy poranieni egocentryzmem i indywidualizmem, które ukazują szczęście człowieka w realizacji osobistych aspiracji, w planowym i pełni kontrolowanym procesie kształtowania siebie, swego życia, swych kwalifikacji, kariery, rodziny, zdrowia, etc. Wiara Abrahama wprowadza nas w przestrzeń relacji do Boga, jako fundamentalnego czynnika życiowego spełnienia. Bez takiej wiary nigdy nie będę sobą, bo bez relacji do Osoby nigdy nie będę mógł dojrzeć do pełni człowieczeństwa.
Jedenasty rozdział Listu do Hebrajczyków 18 razy używa zwrotu „dzięki wierze” by wskazać na konkretne wydarzenia historii zbawienia. Warto jej medytować i odkrywać moc Bożej obecności, moc więzi z Nim w życiu poszczególnych osób. Lista tych osób zawiera nie tylko świetlane przykłady, ale jest tam miejsce także dla Jakuba, złodzieja ojcowskiego błogosławieństwa, czy prostytutki Rachab. Dzisiejsza lektura zaprasza nas do medytacji tylko trzech wydarzeń zrealizowanych „dzięki wierze”. Ale jest w tych wydarzeniach wyraźna antynomia. Bowiem Bóg pragnie zaufania, kiedy daje obietnicę oraz zaufania, kiedy pokazuje drogę, która zdaje się zaprzeczać i niszczyć możliwość realizacji tej obietnicy. Dlatego dylemat ten rozwiązywalny jest wyłącznie na poziomie relacji do Boga, jako Osoby. Bóg wychowuje nas do wiary, prowadzi ku coraz ściślejszej wzajemnej więzi, której celem jest zdolność kochania Boga w odpowiedzi na Jego miłość. Dlatego stawiam sobie pytanie, czy ja rzeczywiście szukam i idę za Bogiem-Który-Do-Mnie-Mówi, czy raczej szukam prostych reguł do wypełnienia, aby poczuć się sprawiedliwym wobec Boga, albo też oczekuję na cuda, dzięki którym otrzymam to, czego pragnę, a nie potrafię sam osiągnąć. Wiara w Boga-Prawodawcę czy Boga-Cudotwórcę może w takim kontekście służyć wyłącznie umacnianiu się moich egocentryczno-indywidualistycznych pragnień. A wówczas nikt nigdy nie powie o mnie nic, co zaczynało by się zwrotem „dzięki wierze …”.
ks. Maciej Warowny