Usynowieni przez śmierć (Ga 4, 4-7) Uroczystość Świętej Bożej Rodzicielki Maryi
Przez chrzest należę do Chrystusa, a skoro należę do Chrystusa, nie podlegam Prawu, czyli Prawo nie ma mocy, aby mnie skazać za braki w jego wypełnianiu.
Ale grzechem Galatów jest powrót do przekonania, że ich życie jest zależne od żywiołów tego świata, a kult i pobożne praktyk to narzędzia do zdobycia bezpieczeństwa i opieki tychże żywiołów. Ten grzech to nic innego jak powrót do sytuacji, którą Paweł nazywa nieletniością. Ja także byłem (a może nadal jestem?) nieletni, więc poddany opiece pedagoga, którym jest Prawo przykazań, ale pozostawałem równocześnie w mocy żywiołów tego świata. I jak niewolnik marzy o wolności, aby móc robić, co mu się spodoba, bowiem cierpi w tym, że musi być we wszystkim posłuszny, tak człowiek odczuwa Prawo, jako jarzmo, które go zniewala, ogranicza w korzystaniu ze świata. A przecież świat nieustannie uwodzi nas pochlebiając naszemu ego i wmawiając, że szczęście kryje się w ciągłej zabawie i używaniu przyjemności. Z jednej strony uwodzicielski świat, z drugiej lęk przed karą orzekaną przez Prawo.
Doskonałość osiągana w przestrzeganiu Prawa, absolutna nienaganność, ma głęboko ukryty wrogi Bogu cel. Chcę być nienaganny, chcę aby Bóg nie mógł mi nic zarzucić, a więc nie mógł w jakikolwiek sposób ukarać mnie chorobą, stratą czy niepowodzeniem. Ziemskie sukcesy stają się znakiem Bożego błogosławieństwa, w którym perfekcjonista nie dostrzega Bożego miłosierdzia, ale słusznie mu należną i konieczną nagrodę za swoją doskonałość moralno-religijną. Wychowany do tak pojmowanej religijności człowiek usprawiedliwia swoim perfekcjonizmem fakt czynienia tego, co mu się podoba i sprawia mu przyjemność, i nigdy nie stawia sobie pytania, jaka jest wola Boża, czego dla niego pragnie Ojciec Niebieski. Relację do świata, do przyjemności, do obowiązków wyznaczają wyłącznie ramy Prawa pojmowanego jako zbiór jak najbardziej szczegółowych rozstrzygnięć co jest dozwolone, a czego nie należy czynić.
W ten sposób docieramy do istoty dramatu człowiek, który nie potrafi kochać ani siebie, ani bliźniego, ani Boga. Nienaganność zachowania, najlepsze oceny w szkole, zaspokajanie rodzicielskiej ambicji posiadania grzecznych dzieci, stają się przepustką do całkowitej niezależności w podejmowanych decyzjach i stanowią kartę przetargową w realizowaniu własnych pomysłów na życie. Fundamentalne pytanie, które przynależy do świata dzieci, czyli pytanie o pozwolenie rodziców, liczenie się z ich opinią i uznawanie ich autorytetu, zostaje od najmłodszych lat zastąpione informowaniem ich o odniesionych sukcesach i … samodzielnie podjętych decyzjach. Odnoszone sukcesy oraz nienaganność zachowania zdają się gwarantować słuszność takiego ustawienia relacji dziecko-rodzice. Jednak właśnie tu ukryty jest fundamentalny brak wychowawczy. Takie „genialne” dziecko nie potrafi liczyć się z drugim człowiekiem, a Bóg ma być wyłącznie instancją udzielającą najdonioślejszych pochwał i aprecjacji. Paweł, pisząc o sobie, „co do sprawiedliwości legalnej - stałem się bez zarzutu”, w Chrystusie znalazł rozwiązanie dla powyższego dramatu, który był także jego udziałem. Tak je opisze: „Tymczasem ja dla Prawa umarłem przez Prawo, aby żyć dla Boga: razem z Chrystusem zostałem przybity do krzyża”. Wcześniej już rzymianom uświadamiał ogrom łaski sakramentu chrztu, który wyzwolił ich spod panowania Prawa: „Tak i wy, bracia moi, dzięki ciału Chrystusa umarliście dla Prawa, by złączyć się z innym - z Tym, który powstał z martwych, byśmy zaczęli przynosić owoc Bogu”. Chrzest jest więc kluczem do wiary uwalniającej od przymusu życia dla siebie, wyłącznie według własnej woli. Dlatego potrzeba, aby chrzest był świadomie przeżyty, jako sakramentalne doświadczenie śmierci i powtórnych narodzin.
Śmierć jako droga do usynowiania ma podwójny sens. Najpierw jest to odkupieńcza śmierć Chrystusa, następnie jest to sakramentalna śmierć wierzących, którzy w ten sposób jednoczą się z powstałym z martwych Zbawicielem, aby żyć nowym życiem dzieci Bożych. Nie mogę stać się synem Boga, jeśli nie zostanę wykupiony z mocy Prawa, jeśli nie zostanę wyprowadzony na wolność z niewoli mnie samego. Jest to straszliwa niewola liczenia wyłącznie na siebie, na własne siły, zdolności, inteligencję, etc. Kto dotarł do pewnej formy doskonałości, do bycia najlepszym w dziedzinie, którą uznał za kluczową dla swego życia (np. wypełnianie Prawa dla Pawła Apostoła), ten nie potrafi liczyć na czyjąś pomoc, bo jakiej pomocy może udzielić ktoś, kto jest słabszy? Tym samym nie potrafi stanąć w pozycji zależności od Boga, bowiem to on swoim doskonałym wypełnianiem przykazań wyznacza Bogu drogi, na których ma być otoczony opieką, aby trwać w swej doskonałości. Kolejną płaszczyzną tego dramatu jest przekonanie, że jedyne, co w nim przedstawia wartość jest jego doskonałość. Bez niej, czyli bez planów, które się realizują, bez kariery, która rozwija się błyskotliwie, bez ważnych sukcesów, uznaje siebie za kompletnie bezwartościowego, niegodnego kochania. Ani przez Boga, ani przez ludzi. Dlatego droga ogołocenia, aby umrzeć i żyć dla Boga jest dla niego czymś kompletnie absurdalnym, jest pozbawieniem się tlenu. Duchowe ubóstwo, odcięcie się od nienaganności własnych czynów staje się negacją całej swej osoby. Nie wierzy wówczas, że może być kochany nawet przez Boga, a może, zwłaszcza przez Boga.
Paweł wskazuje na fakt usynowienia, jako kluczowy moment rozwiązujący problem niewolniczej, opartej na strachu, zależności od Prawa. Ale jak odkryć relację do Boga, jako Ojca, kiedy w relacji z ziemskim ojcem nigdy nie było czułości i serdeczności? Jak doświadczyć miłości Boga, która nie zależy od sukcesów, osiągnięć i zdobytego uznania wśród ludzi? Myślę, że jedyną z zasadniczych dróg jest kontemplowanie Ojca, którego ukazuje Jego Syn. Ewangeliczne przypowieści są autentycznym sposobem poznawania Ojca i wprowadzania nowego paradygmatu ojcostwa do naszego życia. Drugim elementem, który możemy wyczytać nie wprost, ale z kontekstu, to macierzyństwo Dziewicy Maryi. Jezus jest zrodzony z Niewiasty, która jest figurą Kościoła rodzącego do życia wiecznego. Apokaliptyczna wizja brzemiennej, a następnie rodzącej Niewiasty, której potomstwo jest nieustannie atakowane przez Smoka, może być dla nas wprowadzeniem do matczynej miłości Kościoła, którą możemy kontemplować w miłości Maryi do jej Syna. Czułość i troska Matki wobec Syna są tym, czego my także potrzebujemy i jak zapewniają nas wielcy czciciele Maryi, co otrzymujemy od Ojca dzięki Jej wstawiennictwu.
ks. Maciej Warowny