Żyję Ewangelią czy z Ewangelii? (1 Kor 9, 16-19. 22-23) 5 Niedziela Zwykła B
Oskarżany o nieczyste intencje swej apostolskiej posługi Apostoł Narodów odwołuje się do osobistego doświadczenia i wspiera się na nim, aby utwierdzać braci w wierze. W jego odczuciu radykalizm Dobrej Nowiny domaga się wyrzeczenia się jakiejkolwiek formy odpłaty w zamian za jej głoszenie.
W ten sposób Paweł staje się pierwszym w historii Kościoła „księdzem-robotnikiem”, ale z jakże odmienną intencją niż poranieni lewicowymi ideami duchowni dwudziestego wieku. Dla niego istotą wyrzeczenia się prawa do „życia z głoszenia Ewangelii” jest troska o dogłębne przyjęcie orędzia. Taki sposób pełnienia misji pozwala mu na czytelne świadectwo, że to nie on wybrał sobie tę posługę jako sposób na życie, ale że został wybrany, a jego misyjna działalność jest owocem wyłącznego działania Boga. Paweł odpowiada atakującym go koryntianom, że on nie żyje z głoszenia Ewangelii, ale w jego życiu jest na odwrót. On wszystko, co zarobi wydaje na to, aby wypełnić apostolskie powołanie otrzymane od Boga. Paweł podkreśla także wolność, którą zyskuje poprzez niezależność finansową, wolność, która pozwala mu na całkowite oddanie się tym, którym głosi Dobrą Nowinę. I chociaż w pierwszych wierszach dziewiątego rozdziału Apostoł punktuje różnice w sposobie realizacji misji pomiędzy nim, a innymi apostołami, to nie czyni tego, aby szukać uznania w oczach koryntian, lecz aby wskazać na całkowitą bezinteresowność swej działalności. Wewnętrzny przymus głoszenia Ewangelii jest wyłącznie owocem łaski otrzymanej przez Pawła. W jego powołaniu nie ma nic z dylematu nieuczciwego zarządcy dóbr, który szuka sposobu na życie, mówiąc sobie „kopać nie mogę, żebrać się wstydzę”. Dla Apostoła Narodów tak rozumiana wolność jest nieodzownym warunkiem, aby ze swego życia uczynić dar dla braci.
Pawłowy sposób realizacji misji apostolskiej rodzi wiele pytań. Po pierwsze kwestia autentycznej wolności wobec tych, którym głoszę Dobrą Nowinę. Paweł oczekuje wyłącznie, aby jego nauka stała się fundamentem życia koryntian. Nie ma żadnych osobistych oczekiwań, nie pragnie ani wdzięczności, ani uznania, ani środków do życia. W ten sposób wciela Jezusowe słowa o zajmowaniu ostatnich miejsc, o byciu sługą nieużytecznym, o służeniu braciom, o darmowy dawaniu tego, co otrzymaliśmy za darmo. Jak bardzo różni się w tym, czego codziennie doświadczam w moim sercu, gdzie brak „dziękuję”, pominięcie w zaproszeniach lub umieszczenie na końcu listy rodzi gorzką refleksję o lekceważącym stosunku do wiary i do Kościoła. Ale istnieje także inne niebezpieczeństwo. Ewangelizację sprowadzamy do obowiązku, którego ciężar wynika z obawy przed jakąś formą kary lub odrzucenia przez Boga. Taka postawa to owoc ciągle nieuśmierconej, naturalnej religijności opartej na strachu, z którą przychodzimy na świat. A przecież ewangelizacja wymaga autentycznego świadectwa. Inaczej głoszenie Dobrej Nowiny staje się sprzeczne samo w sobie. Jak można świadczyć o miłości Boga, jeśli z jednej strony w głębi serca ciągle drzemie przekonanie, że coś złego może mi się stać, moje plany mogą się nie zrealizować, jeśli nie będę gorliwie głosił Dobrej Nowiny, a z drugiej strony jest brak autentyzmu, oczekiwanie na oznaki wdzięczności i uznania oraz lęk przed odrzuceniem lub ośmieszeniem, lub też przed wyciągnięciem na światło dzienne najgłębiej skrywanych emocji i pragnień?
Apostoł jednak nie chce mnie pozostawić uwięzionego w sprzecznych motywacjach, ani też w samopotępieniu, że nie dorastam do powierzonego mi zadania. On, poprzez wyrzeczenie się jakiejkolwiek rekompensaty za swoją posługę, doświadczył wolności uzdalniającej do oddawania swego życia, wolności, która zrealizowała się, jak to sam określa, w staniu się „niewolnikiem wszystkich”. Wymowne i znaczące są słowa „dla słabych stałem się jak słaby”, w których wyraża się głęboka identyfikacja z sytuacją tych, którym Paweł głosi Ewangelię. On nie poucza, nie patrzy z góry na tych, którzy nie znają Chrystusa albo Go nie rozumieją należycie, ale staje w jednym szeregu z nimi, utożsamia się i wkracza w ich słabości, aby na sobie odsłaniać moc głoszonego Słowa. Ale nawet w tak głębokim utożsamieniu się z adresatami swego nauczania, nie robi sobie złudzeń, co do możliwego sukcesu: „Stałem się wszystkim dla wszystkich, żeby uratować choć niektórych”.
Drogą do przemieniania mądrości Słowa zapisanego na kartach Biblii nie jest więc mnożenie autorytetów, dominowanie niepodważalnością głoszonych prawd, postawa wyrozumiałej litości wobec „biedy” tych, co to „nie odróżniają swej ręki lewej od prawej”, ale autentyczne zejście z piedestałów nauczycieli, pośredników, kierowników, celebransów, etc., aby świadczyć, jak Ewangelia zbawia człowieka słabego. Paweł, utożsamiając się ze słabościami tych, którym głosi Słowo, staje się świadkiem mocy tego Słowa i jakby mówi koryntianom oraz każdemu z nas: „Popatrzcie na moje życie i zastanówcie się. Jestem tak samo słaby, jak każdy z was. Niczym się nie wyróżniam. Ale jeśli oddaję moje życie dla was, to dlatego że otrzymałem je od Chrystusa na nowo. I w was Chrystus chce dokonać podobnej przemiany, uwierzcie więc Dobrej Nowinie!”.
Paweł VI napisał, a my ciągle nie możemy uwierzyć, że „człowiek naszych czasów chętniej słucha świadków, aniżeli nauczycieli; a jeśli słucha nauczycieli, to dlatego, że są świadkami”. Świadek nie poucza, nie gani, nie krzyczy, nie wypomina, nie straszy. Świadek po prostu wskazuje na fakty i wydarzenia, na dzieła Boga w swoim życiu. „Jestem słaby, a popatrzcie, co czyni Bóg z moją słabością; jestem chory, a sami widzicie, czego doświadczam w tym cierpieniu; przegrałem, a zobaczcie, co Bóg czyni z moją klęską.” Odwaga świadka nie jest gotowością na ból i cierpienie, ale to gotowość na zstępowanie do najbardziej intymnych i mrocznych obszarów samego siebie, bowiem także tam dostrzega działanie Boga. Nawet wówczas, jeśli po ludzku wydaje się ryzykować ośmieszeniem czy odrzuceniem przez ludzi. Świadek nie boi się swych wątpliwości, bo to nie on ma bronić Boga przed atakami, ale to Bóg go broni i umacnia. Czy nie to właśnie próbuje nam powiedzieć Paweł, kiedy pisze: „Najchętniej więc będę się chlubił z moich słabości, aby zamieszkała we mnie moc Chrystusa”?
ks. Maciej Warowny