Zaufanie Arcykapłanowi (Hbr 4, 14-16) 29 Niedziela Zwykła B

Nikt nie może być świętym w zastępstwie nas. Od nikogo nie możemy wymagać świętości, aby w ten sposób usprawiedliwić swoją letniość wiary lub przywiązanie do własnych grzechów. Teoretycznie o tym wiemy.

Jednak stopień zgorszenia grzechami innych, zwłaszcza grzechami duchownych, wskazuje na coś zupełnie innego. „Bóg kocha grzeszników”, „Bóg jest miłosierny”, „miłosierdzie Boże nie zna granic”, to zwroty, które padają z naszych ust, kiedy myślimy o swoich grzechach, lub o „drobnych wpadkach” osób, które są dla nas ważne, które lubimy. Ale sprawy mają się zupełnie inaczej, kiedy mowa jest o grzechach księży czy biskupów. Nagle zapominamy o Bożym miłosierdziu, o wybaczeniu, o podnoszeniu się z upadków, etc. Nie mam zamiaru nikogo usprawiedliwiać, ani minimalizować rzeczywistych lub tylko medialnie rozdmuchanych win. Chcę tylko uświadomić, jak mocno tkwimy w mentalności „zasługiwania” na Bożą miłość, bowiem podwójna miara świętości i grzechu, inna dla nas, a inna dla tych „na świeczniku” to echo naturalnej religijności w nas, religijności, która opiera się na przekonaniu, że na wszystko trzeba sobie zasłużyć, nawet przed miłosiernym Bogiem, a jeśli się coś otrzymało, to trzeba się nieustannie okazywać godnym daru.

Jezus-Arcykapłan przynosi gwarancję naszego trwania przed obliczem Boga nie ze względu na nasze uczynki, ale wyłącznie ze względu na dar, który On czyni dla nas ze swego życia. Aby stanąć w obliczu Boga i móc wypowiedzieć Jego Imię, arcykapłan Starego Przymierza musiał się oczyścić i złożyć stosowne ofiary. I mógł to uczynić tylko jeden raz w roku. Jezus wprowadza nas przed oblicze Boga w sposób trwały i nieustanny, jeśli tylko trwamy w jedności z Nim. Nie dlatego to czyni, że jesteśmy święci, ale dlatego, że On jest święty. I chociaż nie popełnił grzechu, On stał się grzechem, aby w Jego ciele grzech został zniszczony. Nie ma w tym żądnej mojej zasługi. Jezus jest solidarny ze mną w każdym moim doświadczeniu cierpienia i bólu. Abym w to nie wątpił potrzebuję jedności, komunii z Nim. Żadna rutynowo odprawiana ceremonia, żadna seria odmówionych modlitw, żaden post ani żadna pielgrzymka tego nie zapewni. Komunia jest darem, który otrzymuję jako grzesznik, dlatego, że wierzę Bogu i Jego miłości do mnie. A trwanie w komunii z Bogiem czyni mnie świętym.

Wezwanie, aby zbliżyć się „do tronu łaski” nie stawia warunków czystości, nienaganności, czy jakichś szczególnych zasług. Potrzebuję ufności. I o to jest chyba najtrudniej w moim życiu. Łatwo dostrzegam słabości moich bliźnich, a nawet moje własne, z łatwością krytykuję, osądzam, potępiam, nawet samego siebie, ale ufność stanowi poważną trudność. Bowiem ufność to wpatrywanie się w Boga, a nie w to, kim i jakim jestem. Ufność to przystęp do Boga, niezależnie od tego, co myślę o jego kapłanach czy biskupach. Ufność to zgoda na osobiste bycie świętym, co nie oznacza bycia lepszym od innych, godniejszym, bardziej poważanym. Ufność to doświadczenie jedności z Bogiem nawet w momentach trudnych, których wolelibyśmy unikać w naszym życiu. Ufność nie jest zbudowana na autorytecie jakiejkolwiek instytucji Kościoła, ale na doświadczeniu solidarności Boga ze mną w moich słabościach.

ks. Maciej Warowny

TOP