Wolę interpretować obrazy (Ap 7, 2-4. 9-14) Uroczystość Wszystkich Świętych

Apokalipsa jest księgą Kościoła wszystkich czasów. To nie obrazy katastrof i udręczeń ludzkości stanowią jej centrum, ale miłość oblubieńcza Boga do swej oblubienicy, Kościoła. Sensem objawienia spisanego przez Jana jest ukazanie zwycięskiej mocy Boga, której nie może zatrzymać ani przemoc Bestii (imperium rzymskiego działającego z inspiracji szatana), ani nieprawość ludzi z nim sprzymierzonych.

Bóg w Chrystusie poślubił sobie ludzkość i pozostaje wierny tej miłości. A ponieważ autor Apokalipsy czyli po prostu objawienia otrzymuje wizję obrazów, musi więc je przełożyć na język symboli. Wstęp do Apokalipsy w Biblii Jerozolimskiej tak to wyjaśnia: „Kiedy widzący opisuje wizję, przekłada na język symboli idee, które poddaje mu Bóg, a czyni to przez nagromadzenie przedmiotów, kolorów, symbolicznych liczb, nie troszcząc się o spójność uzyskanych efektów. Aby go zrozumieć, trzeba wniknąć w ten jego świat i przełożyć zaproponowane przezeń symbole na język pojęć, gdyż inaczej można łatwo sfałszować sens tego orędzia”. Napisana w okresie prześladowań chrześcijan za cel stawia sobie umocnienie ich wiary i podniesienie na duchu.

Prześladowania Kościoła pierwszego wieku stają się paradygmatem jego istnienia w całej historii. Bóg ostrzega grzeszników przed zagładą, a tych, którzy mu uwierzyli bierze w opiekę, aby ich wprowadzić na wieczną ucztę królestwa Bożego. Tak jak ognisty wóz (merkaba) w wizji proroka Daniela z czterema aniołami o różnych obliczach niesie światu Dobrą Nowinę, tak Apokalipsa ukazuje czterech aniołów mających ukarać ziemię i jej mieszkańców za zło wyrządzone wierzącym. Rozważana lektura zaczyna się więc obrazem kary powstrzymanej przez anioła wstępującego od wschodu słońca, czyli tego, który obwieszcza zbawienie. Przynosi on wierzącym duchowe znamię chroniące ich przed karą. Znamię, ślad zostawiony przez pieczęć (gr. sfragis) jest identyfikowany z chrztem, który wyciska niemożliwy do zatarcia znak przynależności do Boga. Opieczętowanych Izraelitów jest 144 000, 12 razy 12 razy 1000 co oznacza, iż cały Izrael będzie odnowiony. „Opieczętowani” są zwiastunami wielkiego, niepoliczalnego tłumu, z każdego narodu i wszystkich pokoleń, ludów i języków. Są to męczennicy, pierwsi, których Kościół uznał za dostępujących zbawienia. Ich kult zaczyna się szerzyć w czasach Kościoła pierwotnego dostrzegającego w nich świadków (gr. martys) śmierci i zmartwychwstania Chrystusa.

Białe szaty, znak nowej natury chrzcielnej, znak śmierci, pogrzebania z Chrystusem i powstania z martwych razem z Nim, a palmy przez nich niesione, dla nas znak zwycięstwa (palma zwycięstwa), w symbolice hebrajskiej są znakiem Święta Namiotów, kiedy z liści palmowych żydzi wznosili na pamiątkę pobytu na pustyni kuczki - prymitywne namioty z gałęzi i liści palmowych. Palmy w ręku męczenników stają się więc znakiem ich wiary, że na ziemi jesteśmy przechodniami, kroczymy przez ziemskie życie, jak Izrael kroczył przez pustynię, aby posiąść Ziemię Obiecaną, dom nie ręką uczyniony, lecz wiecznie trwały w niebie (2 Kor 5, 1). Obraz zaś „Zasiadającego na tronie i Baranka” odwołuje się do wiecznej liturgii niebieskiej, gdzie zbawieni oddają chwałę Bogu, zawsze szczęśliwi i pełni wdzięczności. Jeśli 144 000 opieczętowanych przywołuje Resztę Izraela, zawsze wierną Bogu i Jego obietnicom, to nieprzeliczony tłum oznacza chrześcijan, którzy nie wyrzekli się wiary pomimo prześladowań, wiary, że zbawieni są mocą krwi Chrystusa przelanej na krzyżu: Wiecie bowiem, że z waszego, odziedziczonego po przodkach, złego postępowania zostali wykupieni nie czymś przemijającym, srebrem lub złotem, ale drogocenną krwią Chrystusa, jako baranka niepokalanego i bez zmazy (1 P 1, 18n).

Czytając Apokalipsę nieustannie powraca mi myśl, że wkładam wiele wysiłku w zrozumienie symboliki i obrazów, ale kiedy zaczynają się one wyjaśniać, wcale nie mam ochoty, aby stać się ich częścią. A przecież Apokalipsa to także Kościół naszych czasów, Kościół Apostołów, czcigodnych Starców, męczenników, wyznawców. Kościół żyjący pośród tych, co upadli w wierze oraz tych, którzy dla prawa do noszenia znamion współczesnych „bestii” nie chcieli iść za Chrystusem. Moje czasy, tak często i dosadnie krytykowane przeze mnie za ich niemoralność, powrót lewicowych ideologii, egoizm wyssany z mlekiem „nowoczesnych matek”, przewrotność, irracjonalizm, lubieżność i idolatryczne zajmowanie miejsca przynależnego Bogu, nie są w niczym gorsze niż czasy Kaliguli, Nerona lub Domicjana. Zmieniły się sposoby „spychania” Boga z Jego tronu, aby samemu zająć to miejsce, ale kierunek jest zawsze ten sam. Zając miejsce Boga, uwierzyć we własną „boską nieomylność”, a tych, którzy będą się temu sprzeciwiać w taki sposób ukarać, aby wszystkich potencjalnych przeciwników pozbawić wszelkiej odwagi. Dlatego łatwiej mi interpretować apokaliptyczne obrazy z Biblii lub z wojny w Ukrainie, zamiast stawiać sobie pytanie, czy chcę kroczyć w orszaku odzianych w białe szaty oraz jak to uczynić, abym się tam znalazł?

ks. Maciej Warowny

TOP