Charyzmaty, czyli najgłębsze „bycie sobą” (1 Kor 12, 12-30) - 3 Niedziela zwykła C

echo_apostola

Każdy wierzący jest częścią Ciała-Kościoła, którego zasadą jednoczącą jest Chrystus. Pawłowa wizja Kościoła, jako zgromadzenia charyzmatyków, nie pozostawia wątpliwości, że potrzebujemy siebie nawzajem, a nasze miejsce w Ciele nie jest owocem arbitralnego wyboru, ale pochodzi od Ducha Świętego. Taki obraz wspólnoty Kościoła znajduje swoje uzasadnienie

w samej naturze wiary, która będąc osobistą i intymną relacją do Boga, staje się rownocześnie siłą sprawczą relacji braterskiej. Wzajemna współzależność nie jest ograniczaniem się nawzajem, ale jest tworzeniem pełni. Charyzmatyczne dary rodzą wzajemną miłość, bowiem pozwalają na konkretne ofiarowanie siebie drugiemu człowiekowi. Wykorzystywanie tych darów po to, aby potwierdzić samego siebie, aby budować własną pozycję we wspólnocie wierzących lub stwarzać na ich osnowie swoją tożsamość jest sprzeczne z ich naturą. Jezus mówi do uczniów: „Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali”, a następnie tak się modli: „Oby się tak zespolili w jedno, aby świat poznał, żeś Ty Mnie posłał i żeś Ty ich umiłował tak, jak Mnie umiłowałeś.” Charyzmaty budują wzajemną miłość wierzących oraz jedność Kościoła.

Moje miejsce i zadania we wspólnocie wierzących nie wynikają ani z potrzeb, które określa lub wyznacza wspólnota, ani też nie pochodzą z oczekiwań, które ktoś może mieć względem mnie. To Duch Święty swoimi darami określa moje miejsce w Kościele. Na nic się zda nakładanie na mnie kolejnych obowiązków, ukazywanie mi, jakie są aktualne potrzeby, lub też wszelkie próby wzbudzenia poczucia winy, że nie robię tego, co wydaje się nieodzowne na dzisiejsze czasy. Oczekiwania, że „przeskoczę samego siebie” są nie tylko nierealne, ale niszczące dla mnie i dla wspólnoty. Takie narzucanie oczekiwań często uniemożliwia objawienie się charyzmatów, a wspólnota Kościoła staje się strukturą, która bardziej „gniecie i uciska”, niż jest miejscem pokoju i radości. Wpędzić w poczucie winy potrafimy zarówno przekonaniem, że trzeba wypełnić słuszne i konieczne obowiązki, jak też stawijąc wymagania, które przekraczają nasze siły i zdolności. Dlatego tylko Duch Święty może wyznaczać moje zadania w relany sposób, bowiem razem z powołaniem do konkretnej misji obdarowuje niezbędnymi darami do ich wypełniania. Nie jest to burzenie porządku Kościoła, ale wydobywanie najskuteczniejszej i nieomylnej siły, która prowadzi i dynamizuje jego życie.

Jaki więc jest mój charyzmat? Jakie osobiste i niezbywalne zadanie powierzył mi Duch Święty? Jestem ręką, okiem, węchem? W jaki sposób służę Kościołowi i mojej lokalnej wspólnocie? Odpowiedź na te pytania pozwala odnaleźć właściwe sposoby troski o braci słabych, lub tych, którzy przez Pawła są nazwani „członkami wstydliwymi”. Zdumiewa mnie, z jakim naciskiem Paweł podkreśla, że naturą ciała jest wzajemna troska o godność poszczególnych członków. To nie jakiś bliżej nieokreślony cel, wizja działania, poczucie misji lub narzucone z zewnątrz oczekiwania społeczne decydują o kształcie Kościoła. Priorytetem działań natchnionych przez Ducha jest wewnętrzna jedność tego, co różne oraz takie życie, w którym myślenie o potrzebach drugiego i przychodzenie im z pomocą staje się codzienną zasadą. Dlatego też ewangelizacja i apostolstwo nie są „przekonywaniem, że mamy rację”, ale zaproszeniem do prawdziwej wspólnoty, gdzie wzajemna miłość jest widoczną siłą sprawiającą jedność z Chrystusem i z braćmi. W takiej wspólnocie każdy może odkryć to jedyne i osobiste powołanie, którym obdarza go Bóg. A charyzmatyczne „bycie sobą” nie dzieli i nie rodzi ani indywidualizmu, ani rywalizacji, lecz jednoczy w budowaniu miłości i jedności.

ks. Maciej Warowny, Francja