Bezpieczne katastrofy (Łk 21, 5-19) (2)

Świątynie wznosimy po to, aby były miejscem oddawania czci Bogu i miejscem modlitwy. Aby były znakiem wiary i przypominały o obecności Boga. Lecz serce człowiek natychmiast wykorzystuje ten znak w przewrotny sposób: „Patrz, Panie, jak wspaniałą świątynie zbudowaliśmy dla Ciebie! Patrz, jak bardzo Cię kochamy, jak bardzo w Ciebie wierzymy!”

Często brakuje tylko jednego czy dwóch zdań, aby dokończyć, że „nie możesz nam odmówić niczego, o co Cię poprosimy, skoro tak wiele dla Ciebie czynimy”. Człowiek zaczyna sam siebie przekonywać, że to on jest twórcą świątyni. Zaczyna wierzyć, iż to on ofiaruje coś Bogu.

Zamiast podziwu dla Boga i Stwórcy świątynia staje się miejscem chwały jej budowniczych. I nie wolno się łudzić, że był to problem wyłącznie społeczności żydowskiej za czasów Jezusa. Świątynia staje się narzędziem złudnego poczucia bezpieczeństwa. Wspaniały kult, piękne Msze tworzą iluzję jak za czasów Jeremiasza, który głosił Słowo Pana: „Nie ufajcie słowom kłamliwym, głoszącym: «Świątynia Pańska, świątynia Pańska, świątynia Pańska!»” Nie chcemy pamiętać, że Bóg z miłości do swego ludu, aby przyprowadzić go na nowo do wiary, dopuścił kompletne zniszczenie wspaniałej świątyni. Rolę takiej świątyni, jako fałszywego źródła poczucia bezpieczeństwa, może w naszym życiu pełnić wiele bardzo różnych rzeczy czy postaw odnoszących się do Boga.

Pokój serca i poczucie bezpieczeństwa nie są owocem posiadania wspaniałych świątyń i wysublimowanych liturgii. Są to dary Ducha Świętego, który pragnie zamieszkiwać serca wierzących. Dlatego znaki, które zapowiada Jezus, czyli powstanie fałszywych proroków, wojny, naturalne katastrofy i prześladowania wierzących, są okazją do fundamentalnego pytania dotyczącego wiary: czy ja ufam Bogu? Istotą grzechu Adama i Ewy była utrata tegoż zaufania do Boga, zajęcie Jego miejsca w wyznaczaniu tego, co dobre i złe. Wydarzenia, które przerastają nasze zdolności panowania na Ziemi, to wezwanie do nawrócenia, do przywrócenia Bogu tylko Jemu należnego miejsca.

W kontekście wydarzeń, które zapowiada Jezus przypominam sobie słowa kardynała Caffarra, biskupa Bolonii z listu zaadresowanego do osób dotkniętych przez trzęsienie ziemi w maju 2012 r. Mówił on, iż ta ogromna tragedia jest wezwaniem do nawrócenia skierowanym do wszystkich. I w trzech punktach rozwija tę myśl. Po pierwsze ta tragedia ukazuje nam kruchość ludzkiej egzystencji, o czym zapomina człowiek współczesny, uważając się za suwerennego pana swego życia. Po drugie zaprasza nas do rozróżniania pomiędzy dobrami przemijającymi, materialnymi, a niezniszczalnymi, zwłaszcza takimi jak miłość, wzajemna solidarność i dobroczynność. Po trzecie jesteśmy przywołani, aby powrócić do Boga i nie nazywać bogiem działa naszych rąk.

Założyciele sekt, fundatorzy ideologii, żądni popularności i uznania „prorocy” przyszłości w obliczu budzących strach wydarzeń zawsze obiecują proste i skuteczne rozwiązania. Gama proponowanych środków jest przeogromna. Od „amuletowych polis ubezpieczenia”, opłacanych czy noszonych na szyi, po przynależność do ekstremistycznych grup skupionych na szerzeniu takiej czy innej teorii zagłady świata, przed którą oczywiście dana grupa będzie chronić, jeśli tylko przyłączymy się do niej. Liczba osób, która jest uwodzona takimi „magicznymi” obietnicami jest zatrważająca. Wisiorek na szyi, głoszenie idiotycznych acz oryginalnych przekonań na temat świata i człowieka, chroniące i oczyszczające diety, itd., itd. Straszliwy trud spełniania absurdalnych wymagań tylko po to, aby … się nie nawracać.

A jakie przygotowania winni poczynić chrześcijanie? Po wielokrotnej lekturze dzisiejszej Ewangelii przychodzi mi jedna odpowiedź: wcale nie trzeba się przygotowywać. Wystarczy wierzyć. Chociaż nie do końca. Jezus mówi o dwóch rzeczach, które mamy robić i o jednej, na którą szkoda naszego czasu. Co robić? Wystrzegać się fałszywych proroków, aby nas nie zwiedli, nie chodzić za nimi.(sic! Katolicy czytający horoskopy, chodzący do wróżek, czytający książki z niewydarzonymi przepowiedniami, czy ślepo wierzący jakimś ugrupowaniom politycznym!) Drugi element to raczej postawa. Nie bać się, kiedy usłyszymy o katastrofach dotykających świat. A słyszymy o nich praktycznie każdego dnia. Ale te dwie postawy to nic innego, jak owoc dojrzałej wiary, a nie jakiś szczególnych „duchowych ćwiczeń gimnastycznych” przewidzianych na czas końca świata. Po prostu dojrzała wiara, zaufanie Bogu.

A czego nie robić? Nie przygotowywać sobie obrony. Nie wiem jak inni, ale ja wielokrotnie „obmyślam obronę”. I nie chodzi mi wyłącznie o jakieś przekonywujące argumenty, czy przytaczanie niemożliwych do obalenia dowodów, ale także o zwykłe „wyjście bezpieczeństwa”. Jak w obliczy ewentualnych trudności uchronić się przed wyimaginowanymi, przykrymi konsekwencjami. Słowa Jezusa chronią nas przed stratą czasu na szukanie takich „awaryjnych rozwiązań”, które niczemu nie służą. Wiara, całkowite zaufanie złożone w Bogu, jest fundamentalnym i wystarczającym rozwiązaniem wszystkich możliwych trudności i zagrożeń. A jeśli komuś wydaje się, że się mylę, to zachęcam do ponownego przeczytania akapitu, w którym streszczam słowa biskupa Bolonii.

ks. Maciej Warowny, Francja

TOP