Pocieszeni końcem świata (Łk 21, 25-28. 34-36) I Ndz Adwentu C
W filmowej adaptacji książki Kazantzakisa „Grek Zorba” tytułowy bohater wypowiada niezapomniane zdanie: „Szefie, widziałeś kiedyś taką piękną katastrofę?!”. Zdaniem tym doskonale nakreślił konfrontację dwóch światów, dwóch przeciwnych systemów wartości i sposobów patrzenia na życie.
Dla nas przyzwyczajonych do mozolnego i pracowitego życia, w którym porażka podjętych inwestycji jest powodem do targania się na życie, zachwyt Zorby może być kompletnie niezrozumiały. A co w takim razie powiedzieć o słowach Jezusa, który w obliczu końca świata, prawdziwie apokaliptycznego scenariusza kosmicznych katastrof zachęca nas do nabrania pewności siebie, ufności, odwagi? Czy takie zniszczenie może być piękne, dodające otuchy, utwierdzające w wierze, nadziei i miłości? Jednak wbrew stereotypom otrzymanego wychowania czytana Ewangelia zmusza nas do powiedzenia: „Tak, koniec świata będzie piękny!”. Ale czy rzeczywiście dla wszystkich?
Tym, co odbiera nam radość oczekiwania na piękny koniec świata jest grzech. Znamienne jest, że Jezus mówi o obżarstwie, pijaństwie i troskach doczesnych. Dla nas są to grzechy dość nieważne w stosunku do pychy, chciwości czy nieczystości. Jednak dla starożytnych wyglądało to inaczej. Ewagriusz z Pontu uznaje obżarstwo za jeden z pierwszych grzechów głównych. Jest ono przyczyną wielu innych grzechów, ale przede wszystkim jest znakiem koncentracji na sobie, na egoistycznym wykorzystywaniu rzeczywistości tylko i wyłącznie dla zaspokojenia własnych potrzeb. Ale to nie wszystko. W nadmiernym zaspokojeniu potrzeb, w obżeraniu się, kryje się kłamliwa iluzja bezpieczeństwa. Pijaństwo zaś to nic innego jak ucieczka od rzeczywistości, próba zapomnienia, często pętla bez wyjścia, jak w „Małym Księciu”: piję, żeby zapomnieć, że się wstydzę tego, że piję. Dziś wiemy, że mechanizm pijaństwa można realizować nie tylko alkoholem czy narkotykami, ale pracą, telewizją, przyjemnościami. A troski doczesności, to chwast, który zagłusza ziarno słowa Bożego, tak że nie wydaje ono owocu.
Zanim zaczniemy tropić wielkie filozofie, które niszczą wiarę, zanim zaczniemy oskarżać nowoczesne prądy umysłowe i medialne manipulacje o kpienie z Boga, wyśmiewanie modlitwy i zwracanie człowieka ku własnemu pępkowi, słuchajmy Jezusa, który z mocą mówi o banalności naszego grzechu. To my chcemy: nażreć się, nie tylko w sensie dosłownym, ale także na płaszczyźnie wielu innych potrzeb, tak że istnieje nawet pojęcia „łakomstwa duchowego”; upić się, czyli oderwać się od nieznośnej rzeczywistości, co doskonale da się zrobić zamykając się w świecie wirtualno-medialnym, nawet nie potrzeba do tego alkoholu; na końcu myśleć tylko o tym, żeby kolejnego dnia było czym się nażreć i czego się napić. Tragicznie banalny obraz życia, w którym nie oczekuje się niczego od Boga. Życia, które nigdy nie osiągnie swej pełni. Życia, o którym „mądrzy tego świata” powiedzą, że „każdy ma prawo do swojego szczęścia”. Życia, które nigdy w Paruzji Chrystusa nie osiągnie swej doskonałości i blasku. Serce tak żyjących ludzi nie pragnie niczego więcej, jak tylko dopełnienia banalności. Przed takim życiem przestrzega nas Chrystus.
Koniec świata nie jest bowiem dla wierzących końcem, ale prawdziwym początkiem świata odnowionego, świata wieczności i oglądania Boga twarzą w twarz. Dlatego Jezus wzywa nas do nabierania pewności siebie w obliczu znaków kosmicznej katastrofy. W znakach nadejścia Chrystusa zbliża się pełnia naszego istnienia, doskonałość wpisanego w nas piękna Bożej miłości, niezniszczalne dobro naszego stworzenia, niepodważalna prawda odwiecznego planu zbawienia człowieka z jego ograniczeń i brzydoty grzechu. To, co obciążone niedoskonałością przeminie, aby nastało to, co jest doskonałe. Paruzja Chrystusa uczyni nas po prostu pięknymi, spełnionymi, zdolnymi, nasyconymi, uspokojonymi, w całkowitej pełni na obraz i podobieństwo naszego Stworzyciela, Zbawiciela i Uświęciciela. Tylko czy my w to wierzymy, zalęknieni scenami z pierwszych stron gazet czy pierwszych minut dzienników telewizyjnych? Czy jesteśmy tymi, którzy mdleją ze strachu w oczekiwaniu zagrożeń, czy też podnosimy głowy i nabieramy ducha?
ks. Maciej Warowny