Nie mam do kogo pójść! (J 6, 54. 60-69) (2)

Rozważamy ciąg dalszy katechezy o sensie i znaczeniu Eucharystii. Pierwsze zdanie już słyszeliśmy w perykopie z poprzedniej niedzieli. Dziś jest ono centralnym tematem i główną przyczyną zgorszenia pewnej części uczniów Jezusa. Katecheza inicjacji eucharystycznej staje się rzeczywistą skałą upadku dla wielu. Odpowiedź na pytanie, dlaczego niektórzy z uczniów odeszli, ma wiele

wcale nie równoznacznych odpowiedzi. Zapowiedź pokarmu Ciała i Krwi jest odpowiedzią na trudności człowieka, ale odpowiedzią, której nie da się przyjąć spontanicznie. Do tego, aby pierwsze zdanie dzisiejszej Ewangelii stało się Dobrą Nowiną, potrzeba drogi dojrzewania. Najpierw konieczne jest odkrycie, jak bardzo ograniczeni, słabi i zależni od innych jesteśmy. I nie mamy władzy nad swoim życiem. I nigdy nie uda się stworzyć na ziemi nawet malutkiego raju. Nawet dla swej własnej rodziny, nawet dla siebie samego. I nie jest to kwestia ilości pieniędzy czy posiadanej władzy. Po prostu się nie da. Prawda o tym, kim jesteśmy, o naszych ograniczeniach, o ziemskiej tymczasowości, jest fundamentem chrześcijańskiego życia. Ale przyjrzyjmy się zgorszeniom i ich korzeniom.

W moim odczuciu pierwszym powodem zgorszenia jest oburzenie na naturę pokarmu, który ma mi zapewnić życie wieczne i zmartwychwstanie. I nie uważam, że chodzi o „kanibalistyczną” interpretację słów Jezusa. Żydzi byli przyzwyczajeni do różnych obrazów i przenośni. To, co najbardziej oburza, to Jezusowe, absolutne i niepodzielne „moje Ciało i moja Krew dają życie wieczne”. Życie wieczne nie jest owocem naszych modlitw, nie jest nagrodą za nasze zasługi, nie jest darem dla wybitnych i wyjątkowych, którzy swoją pobożnością, uczciwością, pracowitością, skrupulatnością, pieczołowitością, etc. zdobyli je sobie, jako słusznie należną odpłatę. Życie wieczne jest dla tych, którzy karmią się Ciałem i Krwią Jezusa. Czyżbym więc zmarnował życie na staranie się o niebo, a inni w tym czasie świetnie się bawili i też tam się znajdą? Przecież tak jest odbierana przypowieść o właścicielu winnicy, który płaci jednego denara zarówno tym, co trudzili się 12 godzin, jak i tym, co jedną godzinę coś tam podłubali przy winnicy. Nie zasługi, a dar. Nie ja, ale wyłącznie On.

Zapowiedź zmartwychwstania gorszy i oburza tę część, która wywodzi się spod wpływu saduceuszów. Inna grupą mogą być Żydzi już zhellenizowani, którzy podobnie jak mieszańcy Aten wobec świętego Pawła, na słowa o zmartwychwstaniu odwrócili się na pięcie i powiedzieli: „Posłuchamy cię innym razem.” Ale czy recytując z przekonaniem Credo możemy z góry założyć, że ten typ zgorszenia nas nie dotyczy? Przecież „nasza wiara” wielokrotnie przypomina pogaństwo, które w doczesnych sukcesach i bezpieczeństwie upatrywało sens religijności. Pielgrzymki, które są „zakładem o przyszłość” – czyli „ja idę na pielgrzymkę, a Ty Panie mi dasz, pomożesz, załatwisz, etc”. Zgorszenie nieskutecznością modlitw, zwłaszcza tych „za innych”. Osobiście znam wielu młodych, którzy swoje odejście od wiary uzasadniają tym, że ich gorliwa modlitwa, na przykład o zdrowie dla dziadka, nie została wysłuchana. Czy nie jest to sprowadzenie wiary do funkcji „regulatora doczesności”, bez żadnego spojrzenia na zmartwychwstanie i wieczność?

Odeszli od Jezusa ci, którym „nie zostało to dane przez Ojca”. Czy przypominacie sobie z dzieciństwa czy też młodości, jak bardzo boli, kiedy ktoś prosto w twarz, nawet bez żadnego potępienia czy złośliwości, podsumowuje nasze wysiłki krótkim: „A więc nie masz do tego talentu”, „No cóż, nie potrafisz tego zrobić”, „W tej dziedzinie nigdy nie zostaniesz specjalistą”, etc. Przecież wobec rodzących się w sercach słuchaczy wątpliwości, wewnętrznego oporu i niezrozumienie, Jezus zapowiada jeszcze większe zgorszenie, mówiąc, że jest Kimś o wiele większym, niż prorok Eliasz, uznawany za największego z proroków. „Jezus jest świadom moich trudności, ale zamiast pochylić się nade mną, wyjaśnić, powtórzyć, poczekać, aż przetrawię tak niezrozumiałą naukę, on mi mówi, że nie rozumiem, bo nie jest to mi dane przez Ojca. Dlatego sobie idę, nikt mnie tu nie chce. Jeśli mi mówią, że się nie nadaję, to nic tu po mnie. Nie będzie mi nikt nieustannie wytykał, że mi czegoś brak.”

Pozostaje grupa Dwunastu. Im Jezus wprost zadaje pytanie o intencje ich serc. Piotr odpowiada w imieniu wszystkich: Czy ktoś inny głosi życie wieczne? Po co mamy się włóczyć „od proroka do proroka”, od nauczyciela do kolejnego nauczyciela? Przecież uwierzyliśmy i poznaliśmy, że Ty jesteś posłany przez Boga. Odpowiedź Piotra nie ma nic z pesymizmu, że „może byśmy i odeszli, ale nie bardzo jest gdzie”, „chętnie poszukalibyśmy jakiejś łatwiejszej i prostszej nauki, ale gdzie ją znaleźć?” Piotr nie chce odejść, bo tym, co go łączy z Jezusem jest wiara i poznanie. Dwa greckie czasowniki „pisteuo” i „ginosko” opisują doświadczenie, które staje się warunkiem eucharystycznej inicjacji. Uwierzyć i poznać, uznać za prawdę i związać się intymnie, zaufać i trwać w relacji, być przekonanym i dogłębnie zrozumieć. Dopiero takie doświadczenie w odniesieniu do Chrystusa staje się fundamentem, na którym wznoszona jest nowa tożsamość, eucharystyczna, która nie gorszy się i nie zniechęca, ale przyjmuje za prawdę słowa Jezusa: „Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym.”

Ks. Maciej Warowny, Francja

TOP