Józef i Achaz (Mt 1,18-24)

W ostatnią niedzielę Adwentu Ewangelia (Mt 1,18-24) i I czytanie (Iz 7,10-14) stawiają nam przed oczy dwóch ludzi, których różni niemal wszystko.

, a łączy jedna rzecz: obaj wywodzą się z królewskiego rodu Dawida, są dziedzicami wielkich obietnic Boga i muszą podjąć niezwykle ważną i trudną decyzję.

Józef – ubogi cieśla z Nazaretu – dowiaduje się, że jego ukochana narzeczona jest w ciąży, choć nie zamieszkali jeszcze razem ani nie podjęli współżycia. Nie podejrzewa Maryi o zdradę; stoi wobec tajemnicy, której nie rozumie. Jest jednak człowiekiem słuchającym Boga, otwartym w dzień i w nocy na Jego głos. Dlatego, gdy po długiej walce wewnętrznej podejmuje decyzję ‑ najlepszą, na jaką było go stać – nie uważa jej za coś nieodwołalnego. Jest gotów zmienić zdanie, gdy odkryje, że plany Boga są inne.

Józef nie otrzymuje żadnego cudownego znaku ani wizji. Po prostu słucha Boga i idzie za Jego głosem. Ewangelie nie zanotowały ani jednego słowa wypowiedzianego przez Józefa, chyba po to, by podkreślić, że w dialogu z Bogiem liczą się nie tyle piękne słowa, co czyny. „Bez słów można zostać świętym, bez czynów – nie”. W Ewangelii Mateusza aż cztery razy powtarza się, jak refren, ten sam motyw: Józef staje wobec problemu – słucha Boga – otrzymuje słowo i wypełnia je. Posłuszeństwo Bogu uczyniło go dziewiczym mężem Bogarodzicy i legalnym ojcem Zbawiciela (1,24) oraz wiernym i mężnym obrońcą Świętej Rodziny w obliczu śmiertelnego zagrożenia (2,14); pozwoliło mu też rozpoznać właściwy moment powrotu z Egiptu (2,21) i wybrać – zgodnie z zapowiedzią proroka – miejsce zamieszkania Mesjasza (2,22n). Jego ojcowskiej trosce powierzył Bóg swoje największe skarby: Jezusa i Maryję.

Izajasz opowiada nam natomiast epizod z życia króla Judy, Achaza, który – choć był pomazańcem Bożym – miał serce dalekie od posłuszeństwa Bogu. Oddawał się bałwochwalczym kultom i nawet własnego syna spalił żywcem w ofierze dla Molocha (2 Krl 16,3). Gdy do Judy wkroczyły sprzymierzone wojska syryjskie i efraimskie, aby odsunąć go od władzy (734 r. przed Chr.), przerażony Achaz wysłał wiernopoddańcze poselstwo do Tiglat-Pilesera, potężnego władcy asyryjskiego. Złożył mu w darze skarby ze Świątyni Salomona, a słowa poselstwa brzmiały jak bluźniercza modlitwa: „Jestem twoim sługą i twoim synem. Przyjdź i wybaw mnie…” (2 Krl 16,7)

To właśnie wtedy prorok Izajasz wezwał go do zachowania spokoju i ufności w Bogu. Trwałość królestwu Dawidowemu zapewnią nie polityczne układy z pogańskimi królami, ale wierna miłość Boga, który jest gotów dać królowi jakikolwiek znak, by skłonić go do wiary. Urodzi mu się synek, Ezechiasz, który będzie widomym znakiem, że dom Dawida nie upadnie.

Jednak Achaz nie chce słuchać, bo poselstwo najprawdopodobniej już poszło do Asyrii. Tłumaczy się wykrętnie, że nie chce kusić Boga, a w rzeczywistości – po prostu nie zamierza zmieniać swoich planów. Nie potrafi oprzeć się na Bogu, ale na swoich własnych kalkulacjach.

„Gdy my odmawiamy wierności, Bóg wiary dochowuje, bo nie może się zaprzeć samego siebie” (2 Tm 2,13). Warto zadać sobie kilka pytań: Jak słucham Boga i jak Mu odpowiadam, gdy czegoś się boję i gdy muszę podejmować ryzykowne decyzje? Gdzie wtedy jest moja wiara? Do kogo jestem bardziej podobny: do Achaza czy do Józefa i Maryi? Czy zdarzyło mi się kiedyś zmienić zdanie pod wpływem modlitwy i słuchania Boga?

Nie udzielajmy zbyt szybkiej i ładnie brzmiącej odpowiedzi, jak Piotr tamtego wieczoru przed Męką (J 13,37-38). Odpowiedzmy szczerze.

ks. Józef Maciąg

Źródło: „Niedziela Lubelska”

TOP