My także mieszkamy w Jerozolimie (Iz 60,1-6) Objawienie Pańskie

Jerozolima, od czasów, kiedy zostanie zdobyta przez Dawida, nigdy już nie będzie „zwyczajnym” miastem, ale stanie się „miastem-świadkiem”. Nie jest zwyczajną stolicą polityczno-religijną z siedzibą króla i najważniejszym miejscem kultu, ale w całości jej losy są znakiem zarówno powodzenia, Bożego błogosławieństwa, jak też grzechów i niewierności ludu wybranego.

Jerozolima jest uosobieniem oblubieńczej miłości Boga do Jego ludu. To do niej odwoła się Księga Apokalipsy, nazywając Kościół Oblubienicą Boga, Nową Jerozolimą. Losy tego miasta, będącego po rozpadzie Izraela na Królestwo Północne i Judę stolicą wyłącznie tego jednego pokolenia, są nierozerwalnie związane z losami ludu. Jej wyniesienie i chwała są owocami wierności Bogu, jej upadek i ruina to konsekwencje grzechu i porzucenia Bożych dróg. Sam Jezus w ten sposób odnosi się do tego miasta, kiedy użala się nad jego losem: Jeruzalem, Jeruzalem! Ty zabijasz proroków i kamienujesz tych, którzy do ciebie są posłani. Ile razy chciałem zgromadzić twoje dzieci, jak ptak swoje pisklęta gromadzi pod skrzydła, a nie chcieliście. Oto wasz dom zostanie wam pusty. (Mt 23, 37n).

Medytowana lektura pochodzi z początkowego okresu powrotu z babilońskiego wygnania. Ale w ustach proroka ten długi i powolny proces staj się wezwaniem do powstania z martwych, do podniesienia się z ruin, aby powrócić do roli, jaką Jerozolima otrzymała od Boga. To jedyne w swoim rodzaju miasto ma błyszczeć, świecić obecnością i chwałą Boga. Ono jest miastem położonym na górze, które nie może się ukryć (Mt 5, 15), a jego misją jest ukazywanie błogosławieństwa Bożego poprzez wspaniałość murów, pałaców i świątyni, pomyślność ekonomiczną i otaczający je pokój. Czas wygnania, upokorzenia i zniszczenia kończy się definitywnie. Pedagogia pomyślności i dobrobytu oraz cierpienia zrodzonego z grzechów i wygnania wyczerpała swe możliwości. Naród powraca, a wraz z nim do Jerozolimy napłyną wszelkie bogactwa i wszystkie ludy dostrzegą w niej Bożą oblubienicę. Dary przynoszone i składane w ofierze to wyraz pragnienia, aby mieć udział w tak wielkiej chwale, którą Bóg przygotowuje swoim wybranym.

W czym wyraża się chwała Boga, której promieniami Jerozolima ma oświetlać wszystkie ludy? Bóg odpuszcza grzechy swojemu ludowi, sprawia, że nawet pogańscy władcy są na jego usługach, aby odbudować zrujnowane miasto, przywrócić mu świetność i blask na miarę chwały Boga. Tak dostrzegane przyczyny zmartwychwstania Jerozolimy stoją w jawnej opozycji do sposobu, w jaki dzisiejszy świat przeżywa naturę blasku, chwały, uznania i sławy. „Gwiazdy i gwiazdeczki” współcześnie celebrowane i adorowane nie mają w sobie nic z misterium Jerozolimy powstającej i świecącej. Jerozolima jest personifikacją ludu, a jej chwałą jest Bóg obecny i zbawiający. Największym wyniesieniem tego miasta jest ukrycie się za chwałą i wspaniałością Bożej miłości. A dzisiejszy świat osobami swych idoli wybija inny rytm chwały: „ja, przeze mnie, dla mnie, dzięki mnie, etc.”, gdzie centralnym punktem zawsze pozostaje „ja”. Nawet w Kościele zdarza się nierzadko taka postawa: „przyglądajcie się, jak ja wierzę, jak ja ewangelizuję, jak ja organizuję działalność charytatywną”. Nie potrafimy oddawać chwały, Bogu, nie potrafimy czynić jak Jan Chrzciciel zagrożony niechcianą popularnością: „Trzeba, by On wzrastał, a ja żebym się umniejszał (J 3, 30).

Z łatwością przychodzi mi krytykowanie osób publicznych, tych które służą, a jeszcze bardziej tych, które niewiele czynią dla innych, ale mają niepohamowaną potrzebę wypowiadania się na każdy temat i w każdych okolicznościach, byle tylko ich opinie zostały głośno i często powielane przez różne media. Jednak wyniesienie Jerozolimy wzywa także mnie do rachunku sumienia „z upragnionych blasków i wyniesień”. Rzeczywiście działam tak, jak chciał tego św. Ignacy Loyola – Ad maiorem Dei gloriam? – wyłącznie na większą chwałę Boga? Ten, kto prawdziwie kocha cieszy się wyniesieniem kochanej osoby. Paradoks uzależnienia od pochwał, awansów, zaproszeń, honorowych miejsc na przyjęciach dowodzi, że nie dość kocham Boga, natomiast podążam za światem i jego wskazówkami, że niezależnie od okoliczności „w centrum ma pozostawać zawsze moje JA”. Liturgiczne połączenie rozważanej lektury z ewangelicznym pokłonem Mędrców ze Wschodu to wskazówka, że prawdziwa wielkość, władza i mądrość potrafią i chcą dostrzec Boga nawet poprzez niepozorne znaki.

Odczytując w Jerozolimie figurę Kościoła, warto zatrzymać się na pocieszeniu i nadziei zawartych w słowach Izajasza. Kościół zdaje się znajdować w podobnej sytuacji, jak święte Miasto w czasach wygnania babilońskiego. Ośmieszany, krytykowany, ograbiany z czci i respektu przez własne dzieci, potrzebuje prawdziwych słów nadziei, otuchy i zapewnienia o niezmiennej i niepodważalnej miłości Boga. Niby to jest oczywiste, ale nie jesteśmy czystymi duchami. Nasza cielesność rodzi zniechęcenie, obawy, rozczarowanie, smutek. I tak jak prorok w początkach perskiego panowania po upadku Babilonu potrafił w budowie dróg, w konstruowaniu administracji państwa, w budowaniu ładu opartego o prawo, dostrzec zapowiedź wyzwolenia i odrodzenia Jerozolimy, tak i my potrzebujemy prorockich słów, które zrodzą się ze spoglądania na świat, tak jak Bóg na niego patrzy.

ks. Maciej Warowny

TOP