NMP Matka świętej nadziei - Ks. Wojciech Rebeta
Polecamy cykl medytacji maryjnych ks. Wojciecha Rebety (SFD). Historia świata, tak bardzo brzemienna, jest pisana na szczęście przez Boga piórem zbawienia. Trzyma je z miłością w swojej prawicy i dlatego objawia się jako kochający Ojciec./.../. Historia ta, jak wiemy, w sposób szczególny sprzymierzona jest z Maryją, przez którą Bóg przychodzi do każdego innego człowieka.
Życie bez-nadziejne jest śmiertelne,
to zaś co wyrasta z nadziei, nadziei chrześcijańskiej,
ma sens i jest życiem wiecznym
MATKA ŚWIĘTEJ NADZIEI
Prymas Tysiąclecia, kardynał Stefan Wyszyński, niegdysiejszy biskup lubelski, wypowiedział o Maryi, Matce Bożej, m. in. takie oto słowa: „Potrzebujemy Jej i nie wstydzimy się tego. Potrzebujemy Jej, jak płuca potrzebują powietrza, serce – krwi i miłości, stopy – oparcia, oczy – światła, usta – pokarmu. Jak dziecko jeszcze nie narodzone potrzebuje matki, nie możemy istnieć i żyć bez Niej i poza Nią… Potrzebujemy Jej, jak potrzebował Jej Syn Boży”. Wielki Prymas mógł nie tylko dać wyraz takiej refleksji, ale przede wszystkim swoją osobą zaświadczał o jej autentyczności. To, co pisał, tego wcześniej doświadczał. Na czym polega Jego pobożność maryjna, z której i my moglibyśmy skorzystać? W przytoczonych słowach Prymasa przebija wielki żar. To nie tylko intelektualne rozważanie pewnych prawd, ale przede wszystkim świadectwo serca, które poznaje przez miłość. Naród polski uczył się zawsze zwracać do Maryi i czynił to w sposób bardzo serdeczny. Nie można o tym zapomnieć i jakby odstawić do muzeum postawy czułości i prostoty dziecięctwa duchowego. Ale miłosne zwrócenie się do Maryi otwierało przed Prymasem taką przestrzeń, w którą wchodził – „musiał wejść” – by być wiernym temu pierwszemu krokowi. Nie tylko zwracał się do Matki Bożej, ale przylgąwszy do Niej całym sercem, żył Jej miłością. Oto prawdziwy sekret chrześcijańskiej postawy w odniesieniu do Maryi. Należy nie tylko zwracać się do Niej, ale żyć tak jak Ona. Jest to więc życie razem z Nią, można powiedzieć – „pod jednym dachem”, zgodnie z tym, co zapoczątkował, słysząc głos Jezusa, Jego umiłowany uczeń, który – Maryję stojącą pod krzyżem – „wziął Ją do siebie” (J 19,27).
Z zacytowanej wypowiedzi Sługi Bożego pragnę jeszcze zwrócić uwagę zwłaszcza na ostatnie zdanie: „Potrzebujemy Jej, jak potrzebował Jej Syn Boży”. To jest naprawdę odważne stwierdzenie. Czyż Syn Boży miałby kogokolwiek potrzebować? Lecz jeśli Chrystus tak nierozerwalnie splótł swoją historię i zbawienie świata z jedną Maryją, to o ileż bardziej my wszyscy – bez obawy popełnienia błędu – powinniśmy umacniać więź z Tą, która najlepiej zna Serce swego boskiego Syna.
Czujmy się wezwani, w zawierzeniu świadectwa życia świętych Kościoła i Jego nauki, do stawania się umiłowanymi uczniami Chrystusa, którzy uczą się nimi być, przez zwracanie się do Maryi, bycie razem z Nią i przede wszystkim życie tak jak Ona, na Jej wzór. Niechaj pomocą w tej szkole życia chrześcijańskiego będzie Tydzień Maryjny, poprzedzający uroczyste świętowanie kolejnej rocznicy Cudu Lubelskiego, historycznych wydarzeń rozpoczętych 3 lipca 1949 r. Myślą przewodnią tegorocznego Tygodnia są słowa Maryi, wypowiedziane podczas Jej zwiastowania Pańskiego: „Niech mi się stanie według słowa twego” (Łk 1,38). W istocie zawierają one pełną odpowiedź duszy miłującej Pana. Wypowiada je bowiem Maryja – „pełna łaski” – a więc w sposób doskonały, godny Boga. Ktokolwiek zwraca się do Niej, niech też zaczerpnie z Jej niepokalanego Serca tę samą miłość, którą miała dla Pana, by jak Ona powtarzał swemu Stwórcy: „niech mi się stanie według słowa twego”.
Każdy kolejny dzień Tygodnia Maryjnego jest odsłonięciem nieco innego aspektu z życia Maryi i odniesieniem go do różnych rzeczywistości życia. Każdy dzień to eksponowanie w związku z tym innego tytułu Maryi, które podpowiada Kościół w swoich księgach liturgicznych. Dziś przyjrzyjmy się relacji: Maryja a historia zbawienia w kontekście wezwania Najświętszej Maryi Panny jako Matki świętej nadziei.
Czym jest komórka względem ciała, zbudowanego z miliardów tak jak ona? Czym ziarnko piasku wobec oceanu wody? Czym punkt pośrodku wszechświata? Jest jednak coś, co pokonuje ten dystans, co łączy te światy. To miłość Stwórcy do swego stworzenia. Psalmista woła w zachwycie: „Czym jest człowiek, że o nim pamiętasz, i czym syn człowieczy, że się nim zajmujesz?” (Ps 8,5). Słabe stworzenie nie potrafi zaistnieć bez swego Stworzyciela, lecz jeśli Ten pochyla się nad nim, nabiera życia. Bóg kocha to, co niepozorne. Właśnie dlatego, że coś jest małe, czyni Jego serce wspaniałomyślnym. Tak jak wszechświat jest niezmierzony wobec małego punktu, tak Bóg nie da się prześcignąć w swojej hojności wobec tego, kto oczekuje od swego Pana wszystkiego.
Maryja jest jedną z nas. Krusi jesteśmy. Ale to właśnie Ona jest Jego Arcydziełem. To na tym punkcie Pan dziejów skupił swoją uwagę. I trzeba od razu dodać: całą swoją uwagę. Historia świata jest w istocie historią zbawienia. Bóg i człowiek. Miłość co stwarza i grzech, który śmierć zadaje. Cierpliwość Pana i niewierność Jego potomstwa. Historię zbawienia tworzy rozległy obszar dziejów, którego kolejne etapy tworzą pierwsi rodzice, patriarchowie Izraela, Mojżesz i prorocy, wreszcie sam Chrystus i Jego Kościół, dziś także my i po nas pokolenia, co z łona Boga czekają na swoje wyjście. Od Księgi Rodzaju do Apokalipsy. Są: czas i przestrzeń mierzone darem, które w cudowny sposób zamykają się w Niepokalanej.
Krusi jesteśmy, a jednak Maryja jest jedną z nas, a zarazem inną. Inną, lecz nigdy obcą. Wprost przeciwnie, po to objawia się Niepokalane Poczęcie, ażeby ukazać blask tego stworzenia, do którego zostaliśmy powołani. Wszak nosimy w sobie obraz i podobieństwo nszego Pana. Grzech jest zniszczeniem, lecz przecież Pismo zaświadcza: „Gdzie jednak wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska” (Rz 5,20). Czyż Bóg mógł zostawić tego, który Jego zostawił w rajskim Edenie? Mógł – ale nie chciał. Chrystus, zbawienie świata, oto odpowiedź Boga na samowygnanie Adama i Ewy, i tych, co z ich zbliżenia wezmą swoje ciała. I pomysł Stwórcy nie mający sobie równych: Wcielenie. Potrzeba tylko drugiej Ewy, co zawsze by chciała mieć jedynie Boga za swego Pana. Potrzeba nowej Ewy, na miarę nowego Adama.
Cały świat zamilkł, świat nędzy i prochu swego pochodzenia, jak i świat anielski, co przy Bogu stoi, ażeby usłyszeć najpiękniejszą mowę: „Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według słowa twego” (Łk 1,38). Czy dlatego zamilkł, że nie był pewien, jak na pozdrowienie Gabriela Maryja odpowie? Świat raczej zamilkł ze szczęścia chcąc nasycić się radością Dobrej Nowiny: to, co utracone, zostanie odnalezione; co jest obumarłe będzie ożywione. Bóg przygotował grunt pod odpowiedź Maryi na słowa Archanioła. Jej niepokalane Serce stało się siedliskiem Najwyższego. Słusznie więc „pełną łaski” nazywamy Arką przymierza. Stworzenie stało się pełne Stworzyciela i dlatego nawet Anioł skłania się Maryi. Tym bardziej więc człowiek winien cześć dla Tej, która stała się najchwalebniejszym Przybytkiem. Pokłon dla Maryi jest w istocie oddaniem chwały Bogu.
Miejsce Maryi w historii zbawienia, Jej niepokalane poczęcie, a potem dziewicze w Niej poczęcie Bożego Syna, pozwala nam zobaczyć świat i jego dzieje w wielkich światłach nadziei. Przede wszystkim są dwa takie światła. Pierwszym jest dobroć i pomysłowość Boga, drugim osoba Maryi jako miejsce żywego źródła Bożej łaski.
Człowiek od zawsze stawiał pytania. To przynależy do jego gatunku. Jest jakaś pasja poszukiwawcza. Czasem wynika z chęci zgłębiania tajemnicy istnienia, czasem życie rodzi problemy, które przerastają ludzkie zdolności i wówczas jest poszukiwanie odpowiedzi w czymś, czy też w Kimś, większym od niego samego. Skąd się wziął świat? Czy moje życie jest dziełem przypadku, czy jakiejś siły wyższej? Dlaczego i po co istnieję? Czy jest Bóg? Jeśli tak, to jaki? Jakie sa prawa życia, jego kierunek i cały sens tego, co widać, a także tego, co choćby tylko intuicyjnie się przeczuwa? To są fundamentalne pytania, do których szybko dołączają się inne, można powiedzieć bardziej egzystencjalne, życiowe, dotykające serca: Jak sobie radzić z chorobą i śmiercią? Co robić, gdy drugi człowiek denerwuje i chce się go nawet zabić? Gdzie szukać szczęścia? W czym upatrywać chęci do pokonywania tysiąca problemów? Te i wiele innych pytań rodzi się w umyśle i sercu każdego z nas. Każdy może rozwinąć tę listę o swoje znaki zapytania, nieraz bardzo dramatycznie postawione.
Historia świata, tak bardzo brzemienna, jest pisana na szczęście przez Boga piórem zbawienia. Trzyma je z miłością w swojej prawicy i dlatego objawia się jako kochający Ojciec. W tym imieniu chce być rozpoznany. Przez dar swego Syna wciela w życie swoją miłość, a przez Ducha Świętego umożliwia kroczenie drogą życia, która nabiera sensu. To właśnie odczytywana nieustannie historia zbawienia przez człowieka wiary umożliwia odnalezienie odpowiedzi na dręczące go pytania. Historia ta, jak wiemy, w sposób szczególny sprzymierzona jest z Maryją, przez którą Bóg przychodzi do każdego innego człowieka. Przez oglądanie dzieł Boga, przez czytanie przyrody, słuchanie drugiego człowieka, zaglądanie do swojego wnętrza, wreszcie przez objawienie, jakie przynosi Pismo Święte odkrywa się swoją własną historię, także historię swoich bliskich, narodu i świata. Gdzie znaleźć odpowiedzi, jak nie w historii Boga z człowiekiem, skoro pragnie się prawdy? Chrystus, znający tajniki ludzkiego wnętrza, mówi: „Poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli” (J 8,32). I ma na myśli siebie jako klucz tej historii.
Dzisiejsza Ewangelia o zwiastowaniu Pańskim Maryi objawia Boga, który przychodzi do konkretnego człowieka; w konkretnym czasie, miejscu; w jego zdolnościach i ograniczeniach. Przychodzi Ten, który ma plan życia i odsłania jego tajemnicę. Nie całkowicie, ale na tyle, by bez obawy go przyjąć. Tak jak Maryja miała swoje zwiastowanie, tak każdy człowiek ma swoje spotkanie z Bogiem. I nie jest to jednorazowa rozmowa. To przygoda życia, mająca swój dynamizm, swoją zmienność i odmienność według miary niepowtarzalności i wyjątkowości każdego ludzkiego istnienia. Jak bardzo Bóg kocha i szanuje człowieka skoro przychodzi do niego indywidualnie. Przychodzi w dzień i w nocy, w pracy i spoczynku, kiedy jest radość, jak i cierpienie; przychodzi pod osłoną samotności i przebrany w płaszczu przyjaźni międzyludzkich; zawsze i wszędzie, bo pragnie, pragnie człowieka!
Policzmy przymierza: z Noem, Abrahamem, Mojżeszem; i to Chrystusowe, na wieki. Przypatrzmy się wędrówkom Jezusa: do wsi i miast, do ludzi chorych i opętanych, do zmarłych. Policzmy grzechy, ale i przyłóżmy je do Miłosierdzia Bożego. Bóg jest cierpliwy i ciągle czeka. Kiedy ostatni raz wyznałeś Mu miłość? Maryja podpowie: „Niech mi się stanie według słowa twego”. Bóg nie oczekuje od ciebie niczego innego, jak tylko zgody, wiary w Niego, powierzenia Jemu swego życia, aby On napisał twoją historię. On ją zaczął, ale bez ciebie jej nie dokończy, aby stała się historią zbawienia. Mówisz, że masz kłopoty, apatię, zranienia? Ale to właśnie z powodu Twoich niemożności i bez – nadziei Bóg przychodzi; przychodzi specjalista od spraw beznadziejnych. „Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego” (Łk 1,37) – słyszałeś to dzisiaj? Co te słowa tak naprawdę oznaczają w twoim życiu? Sprawdziłeś je?
Maryja jest naszą Matką. Daje nie tylko wzór postępowania, nie tylko przez Nią odsłania się nam Bóg, ale i Ona nosi nas w sobie. Wszystkiech bez wyjątku, tak jak za wszystkich Jej najdroższy Syn oddał życie. „Pełna łaski” kocha miłością, która nie zawodzi, nie zna spoczynku, nie szuka swego. Zawsze gotowa, by ofiarować pomoc, czułość, mądrość, pocieszenie. Jej fiat – „Niech mi się stanie według słowa twego” jest nie tylko wzorem postawy, ale i, jeśli tak można powiedzieć, pewnego rodzaju miejscem, w które włącza wszystkie nasze nieporadne modlitwy. Kto do Niej się ucieka, zyskuje Jej akt oddania się Bogu. Ty mówisz do Niej, Ona dopełnia Twoje wszystkie niedoskonałe modlitwy swoim fiat i takimi widzi je Bóg. Maryja jest Matką nadziei i to świętej nadziei, a więc takiej która nie wynika z ludzkich kalkulacji, ale z Bożego źródła, które On w Niej otworzył.
Historie konkretnych ludzi są zawsze najlepszą reklamą historii zbawienia. Mnie ostatnio urzekła opowieść o amerykańskim kardynale Averym Dullesie, urodzonym w 1918 r. Pokazuje ona, jak wielkie zmiany mogą nastąpić w życiu jednego człowieka. Droga Dullesa do godności kardynalskiej była bardzo długa, a on sam startował z pozycji człowieka niewierzącego, pławiącego się w moralnej płyciźnie. Kiedy rozpoczynał studia na Harvardzie był do szpiku kości materialistą. Nie uznawał istnienia Boga, a religię traktował jako irracjonalne przesądy i zbiór konwencji. Oddawał się przy tym kultowi przyjemności, doznania. Pił sporo alkoholu, lubił się bawić, był o krok od wyrzucenia go z uczelni za udział w pewnej awanturze. Przełom nastąpił pod wpływem pewnego konwertyty, nawróconego na katolicyzm Irlandczyka, który stał się naukowym opiekunem Dullesa. Pisał o nim później, że ukazał mu „żywy obraz katolicyzmu”. Także studiowanie klasyków filozofii, Arystotelesa i Platona, otwierało Dullesa na nowy świat, który powoli przełamywał ograniczenia materialistycznego spojrzenia. Zaczęła mu doskwierać jego dotychczasowa, własna filozofia życia, która czyniła jego życie coraz bardziej płytkim, jałowym, przynoszącym coraz więcej rozczarowania i cierpienia. Dulles zaczął gorączkowo szukać prawdy i sensu życia. Po jakimś czasie przyszedł taki moment, w którym wręcz nagle, otworzyły mu się oczy. Stało się to, gdy czytał św. Augustyna, a potem tknięty jakimś przeczuciem, wyszedł z biblioteki na dwór i zaczął przyglądać się drzewku i jego młodym pączkom. Nagle zdał sobie sprawę, że za zjawiskiem życia kryje się Bóg, Ten, który czyni harmonię, piękno, dobro, który określa kierunek i cel. Poczuł się jak nowo narodzony i po wielu latach zapragnął modlić się. Z trudem przypominał sobie „Ojcze nasz”, które odmawiał jako mały chłopiec z matką. Od tamtej pory jego świat zaczął ulegać gwałtownym zmianom, które wyprowadzały go z kręgu pesymizmu. To, co radowało jego serce, to nie tylko odkrywanie prawd wiary, ale i praw moralnych, które w swoim radykalizmie napełniały go szczęściem w stopniu, jak sam mówił niewyobrażalnym. Dulles został katolikiem w dwa lata po tym pierwszym olsnieniu, ale nie od razu skierował się w stronę Kościoła katolickiego. Początkowo zwrócił się w stronę protestantyzmu, ale nie odnalazł tam pełni Chrystusa, który go tak mocno ujął. Dopiero w Kościele poczuł przystań swego życia, a po drugiej wojnie światowej, w której brał udział jako żołnierz, wstąpił do jezuitów. Wkrótce został wybitnym profesorem teologii, bardzo płodnym autorem wielu książek i artykułów. W 2001 r. Jan Paweł II obdarzył go godnością kardynalską.
Historia tu w skrócie ukazana jest jedną z milionów, jakie pokazują ludzkie zmagania i Boże prowadzenie. Każde życie i każdy problem są nieco inne. Ale łączy je ludzka słabość i wierność Boga.
Maryjo, Matko świętej nadziei, w Tobie Bóg złożył swój plan zbawienia. Składając tam siebie, odsłonił nam miejsce naszego ufnego zawierzenia. Przychodzimy do Ciebie, ażebyśmy doznali pokrzepienia, otuchy, światła na nasze postępowanie. Chcemy być z Tobą ufni, że nas otoczysz swym niebiańskim płaszczem czystości, pokory, mądrości. Ucz nas, że zawsze warto powtarzać za Tobą: Niech mi się stanie tak, jak Bóg to przewidział. Amen.
Ks. Wojciech Rebeta, Lublin