"Między duchem a psychiką" - Bezinteresowność cz.2

Bezinteresowność cz. 2

             Nie łatwo odróżnić bezinteresowny odruch serca, od zaangażowania, które ma czemuś służyć. Może czasami nie trzeba tego odróżniać? Chyba, że odróżniamy dar od inwestycji. Dar dany człowiekowi z poszanowania jego człowieczeństwa, od inwestycji, poprzez którą skłaniamy drugiego do określonych zachowań lub pomagamy sobie sami uciszając dręczące poczucie winy, czyszcząc ze zbędnych rzeczy własne szafy, czy też zyskując uznanie wśród ludzi.
          Rozmawiałem o pomocy uchodźcom. Czyżby bezinteresowny odruch serca? Będąc Polakiem można mieć dostęp do pamięci o szlachetnych gestach, z którymi nasi przodkowie spotykali się ze strony ludzi z innych narodów. Przecież nie raz w zawierusze wojen i powstań musieli uciekać zostawiając dorobek całego życia. Przecież wielu z nich przeżyło dzięki temu, że ktoś bezinteresownie podał kawałek chleba, dał okrycie lub użyczył dachu nad głową. 
          Nasi przodkowie nie pozostawali dłużni. Wiele razy sami – często z narażeniem swego życia i życia swoich rodzin – ukrywali prześladowanych dając im niezbędne wsparcie, ratując ich od nieuchronnej śmierci. Taka postawa jest zakorzeniona w Ewangelii, w której miarą miłości bliźniego jest miłość siebie samego, w której łatwo znaleźć zaproszenie do miłości nie tylko braci, lecz nawet nieprzyjaciół, w której znajdujemy spełnienie tych propozycji w męce i śmierci Boga, który ofiarował się za nasze grzechy.
 
         Czy to obrazy miłości bezinteresownej? Bezinteresownej nie w tym sensie, że nic z „tego”, czyli z niej nie ma. Zawsze coś z czegoś jest, zawsze są jakieś skutki. Pytanie o ich naturę. Ze śmierci Chrystusa, jest zmartwychwstawanie, z miłości nieprzyjaciół – przebaczenie, a z miłowania bliźniego jak siebie samego – braterstwo, w którym każda ze stron zostaje uszanowana.
 
        Czy właśnie to jakże Boskie, a z drugiej strony głęboko ludzkie rozumienie bezinteresowności nie wnosi do naszych narodowych opowieści głębokiego sprzeciwu wobec tych, którzy pomagali „za pieniądze” dla zysku, który przełożyć się miał na zasobniejszą komorę, lepsze mieszkanie lub nadęte mniemanie o sobie? Czy Ci, którzy pobłądzili na drogach bezinteresowności czyniąc z niej nieświęty interes, nie doczekali się napiętnowania i miana zdrajców najświętszych wartości naszej wiary i naszego narodu?
 
          Z tego względu nie tylko trudno odróżnić bezinteresowność od interesownego wykorzystania biedy bliźniego, lecz także trudno bezinteresowną miłość czynić. Trudno ją czynić, gdy jest się świadomym zaproszenia do balansowania między świętością a barbarzyństwem, między wielkością człowieka a objawieniem jego małości, między najbardziej ludzkim uszanowaniem bliźniego a jego upodleniem. Niestety, a może na szczęście nie ma tu trzeciego neutralnego wyjścia, nie ma pozycji „zero”, nie da się stanąć z boku. Owszem, stanąć z boku można, ale nie będzie to pozycja neutralna, tylko brak serca, brak miłości bliźniego, zdrada własnego człowieczeństwa, co neutralne nie jest i nie będzie. Na szczęście musimy się opowiedzieć za ryzykiem życia przeciw miłości lub za ryzykiem dojrzewania do miłości. Tak, dojrzewania, bo do samej miłości, do ryzyka życia nią trzeba przechodzić poprzez dojrzewanie do niej samej. 
        Jak to dojrzewanie wygląda? A no tak, że najpierw po bardziej lub mniej sumiennym rozeznaniu własnych intencji podejmuje się próbę bezinteresownej służby bliźniemu. Co oznacza „bezinteresownej”? Oznacza, że czynionej w celu uszanowania i uwznioślenia jego i swego człowieczeństwa. Jedno drugiego nie wyklucza i jedno bez drugiego istnieć nie może. Nie ma opozycji między miłością siebie a miłością bliźniego, jak nie ma opozycji między miłością Boga a miłością człowieka. Co więcej – jedna nie pozostaje bez wpływu na drugą. Nie da się kochać bliźniego, nie wzrastając w miłości do siebie i odwrotnie – nie da się kochać siebie, nie wzrastając w miłości bliźniego. Tak samo, nie da się kochać bliźniego, nie wzrastając w miłości do Boga i nie da się kochać Boga, nie wzrastając w miłości bliźniego! 
        To tyle na dziś o bezinteresowności, choć temat ciągle niewyczerpany. Skoro tak, to przyjdzie się z nim zmierzyć następnym razem.

 
 Ks. Wiesław Błaszczak SAC
TOP