Dotyk modlitwy (Mk 5, 21-43)

echoewangeliiuzdrtredDzisiejsza Ewangelia mówi o dwóch cudach, które ukazują potęgę wiary i wynikającej z niej modlitwy. Prosząca kobieta i proszący mężczyzna - to przykłady modlitwy wytrwałej, a przede wszystkim zanoszonej z wiarą! Nie da się porównać problemu tajemniczej kobiety cierpiącej od lat na krwotok z cierpieniem ojca, który mierzy się z chorobą dziecka.

 Prawdopodobnie każdy z nas uważa, że jego cierpienie jest największe z możliwych i nikt inny nie może się z nami równać. A w ogóle, jak porównać krzyż choroby z krzyżem śmierci, cierpienie własne z widokiem cierpienia bliskiej osoby?  Krzyży więc nie wypada i nie należy porównywać! 

 

Kobieta straciła wiele czasu i pieniędzy, by ostatecznie pozostać z problemem pośród mrowia ludzi. Tłum jest bezduszny i obojętny. Dla niego pojedynczy człowiek, zwłaszcza z problemami, jakby nie istnieje. Uwzględniając kontekst kulturowy i porządek prawny, kobieta w ogóle nie powinna dotykać obcego mężczyzny, a już na pewno  publicznie, zwłaszcza w czasie menstruacji, połogu czy choroby, gdy była rytualnie nieczysta. Kobieta w istocie łamie kilka kanonów jednocześnie. Używa pewnej intrygi: chce się dotknąć Jezusa, ale tak, by nikt tego nie zauważył. Chce osiągnąć swój cel, ale tak, by nie narazić się nikomu. Świadomie podejmuje ryzyko, by pomóc samej sobie, by rozwiązać problem, który pustoszy jej życie i rzutuje na wszystko.

Wszyscy dotykają się Jezusa łapczywie, emocjonalnie, ale bez wiary. Ona jedna wierzy wiarą myślącą, choć cichą. „Mówi sobie..", a to oznacza, że nie mówiła tego innym. To był skryty plan pojedynczego serca. Dopiero post factum o cudzie dowiedzieli się inni, a dzisiaj my. Ile pokoleń wysłuchało relacji o uzdrowieniu tej kobiety, ile kobiet, dotkniętych podobną lub całkowicie inną niemocą, marzy o tym, by doświadczyć, że Bóg jest mocny. Niedawno słuchałem świadectwa pewnej kobiety, która mając czworo dzieci, zaszła w kolejną, nieplanowaną ciążę. Oboje z mężem zadawali Bogu dziesiątki pytań pełnych pretensji. Kobieta nie usunęła ciąży, ale zwyczajnie jej nie chciała. Psychicznie broniła się przed nią całą sobą. I nagle dziecko obumarło, a ona teraz musi poradzić sobie z narastającym poczuciem winy. Uświadomiła sobie, z kim ma do czynienia, kim jest Bóg, w którego wierzy? Odkryła, że Bóg jest tak mocny, że może dać jej kolejne dziecko i może jej odebrać. Bóg nigdy nie żartuje! Traktuje człowieka, jego problemy, głody, pragnienia, słabości i uwarunkowania na serio!

Również Jair doświadcza tej samej mocy w życiu swojej rodziny, co tajemnicza kobieta. Wprawdzie ewangelista podkreślił jego pozycję - przełożony synagogi - ale gdy prosi o cudowne ocalenie córki, występuje jako osoba prywatna, a nie publiczna. Jair cierpi w swoim człowieczeństwie, w swoim ojcostwie, a nie jako religijny sługa. Jezus idzie do niego nie dlatego, że to przełożony synagogi, a więc ktoś ważny, ale dlatego, że zawsze choroba dziecka, zwłaszcza śmiertelna, jest raną na macierzyństwie i ojcostwie. Jair doskonale wie, co to znaczy prosić. Wiele osób, opowiadając mu swoje nieszczęścia, prosiło go o modlitwę w różnych intencjach. W końcu wyszedł z synagogi, którą Żydzi nazywają - Bejt knesset (dom zgromadzenia - obiekt służący odprawianiu obrzędów religijnych), Bejt Midrasz (dom nauki, szkoła - miejsce studiowania Tory i Talmudu), Bejt Tefila (dom modlitwy); wyszedł z miejsca, które ze swej istoty służy nawiązywaniu relacji z Bogiem. Być może długo się modlił w synagodze, w obliczu Świętej Księgi, zanim zdecydował się pójść do Jezusa. Bóg dopuścił cierpienie na niego jako na ojca, by jako nauczyciel wiary rozumiał tych, którzy naznaczeni cierpieniem pytają Boga: dlaczego?

 

Ks. Ryszard K. Winiarski

TOP