Wiara mimo wszystko (Mt 15, 21-28)

   Jeśli ktoś chce, to zawsze znajdzie powody do zwątpień. Bliźni mu w tym niestety „pomogą”, dostarczą mu wielu różnorakich argumentów, które można opisać jednym słowem: zgorszenia. Mówiąc o problemach niewiary lub zwątpień nie wolno pomijać możliwych zgorszeń, których sprawcami stali się zarówno wierni jak i pasterze Kościoła.

    Przez ponad dwadzieścia lat pracy w parafii nie spotkałem tylu zgorszonych i owładniętych zwątpieniem ludzi co przed dwa lata posługi kapelana. Szpital to w jakimś sensie Kościół nieobecny w Kościele. Nieobecny, bo niedołężny w swej starości, nieobecny, bo przewlekle chory i nieobecny, bo trwale zgorszony. Czasem wystarczył jeden fakt, jedna wypowiedź, jedna chwila słabości jednego człowieka, by epizodyczne zło zostało uznane za regułę. Np. dzisiaj 90-letni pacjent, uważający się za katolika, oddał zostawiony przeze mnie rachunek sumienia (jest w nim ponad 130 pytań) mówiąc, że brakuje w nim wielu pytań np. o księży pedofilów a sam pierwszy podpisze się pod aborcją i eutanazją. Potem wyprosił mnie z sali. Zwróćmy uwagę ile pogardy i osądów noszą w sobie ludzie zgorszeni! Katolicy, którzy gardzą wspólnotą tworzą Kościół niedoszłego dialogu. Robię sobie długi rachunek z własnych win za zgorszenia, których mogłem być mimowolnym sprawcą! Innym radzę robić to samo!

    Starochrześcijański pisarz, Hermas przeżył zaparcie się wiary swoich dzieci w czasie prześladowań. Było to doświadczenie o wiele trudniejsze niż konfiskata majątku. Stworzył więc dzieło pt. Pasterz, które miało być zachętą dla upadłych (także jego rodziny), by w nawróceniu odnajdywali swoją druga szansę. Tak pisze: „Zwątpienie jest dzieckiem szatana które wielkie szkody wyrządza sługom Bożym [..] Wiara wszystko obiecuje i wszystko spełnia; zwątpieniu zaś, które samo sobie nie ufa, nie udaje się żadna sprawa, do jakiej się zabiera". Prześladowanym lub wątpiącym bardzo często stawiano przed oczy biblijne postacie: ludzi niezłomnych, wytrwałych i mężnych. Wystarczy wspomnieć mowę Matatiasza (Mch 2, 49-70) czy fragment Listu do Hebrajczyków (rozdz.11). 

    Dzisiejsza ewangelia ukazuje nam kobietę kananejską, która wierzy mimo wszystko; mimo wyraźnej niechęci tych, którzy chcą się pozbyć krzykliwej histeryczki - „Odpraw ją, bo krzyczy za nami" i mimo podwójnej odmowy Jezusa: „Jestem posłany tylko do owiec, które poginęły z domu Izraela", „Niedobrze jest zabrać chleb dzieciom i rzucić psom".  To są niemiłe przeszkody. Ale wiara łatwa i bezproblemowa nie istnieje. To, co mówi do niej Jezus nie jest ani łatwe ani przyjemne. Jest wręcz obraźliwe i jako takie może stać się gorszące. Wyobraź sobie, że ktoś cię porównuje do psa/suki! Takie określenia niezależnie z jakich ust płyną, brzmią pogardliwie. W ustach Jezusa brzmią wyjątkowo boleśnie, więc tym trudniejsze do przyjęcia! Czy ktokolwiek z nas spodziewa się usłyszeć od Boga krytykę czy nie oczekujemy raczej słodyczy i akceptacji?

Dlaczego Jezus mówi tak oschle czyżby nie rozumiał dramatu matki, której córka jest ciężko dręczona przez złego ducha? Czy jest Mu wszystko jedno? Przecież długotrwałe pokusy mogą doprowadzić do grzechu a dręczenie przez złego ducha do opętania, zabójstwa czy choćby zniewolenia. Jezus ma dość mocy, by pokonać złego ducha! Czy po to podąża w okolice Tyru i Sydonu, żeby ostatecznie odmówić koniecznej pomocy? Bynajmniej! Jezus chce pokazać, że łaska jest czymś nienależnym człowiekowi i niezasłużonym.

Bóg ostatecznie decyduje, kto i kiedy, ma być wysłuchany! Bóg wybiera prezenty, czas i sposób obdarowania. I raczej są to dni powszednie niż święta! Człowiek ma tylko wierzyć, ufać i cierpliwie czekać. Prosić o łaskę lub spodziewać się łaski to coś innego niż kalkulować! Wyrachowanie dotyczyć może nie tylko sfery pieniądza ale także najbardziej wzniosłych tajemnic ducha. Wielu mistrzów życia duchowego mówiło, że zanim dostąpili szczególnych łask, najpierw doświadczali wielu pokus, prób i radykalnego oczyszczenia! Była to wielka szkoła pokory. Sprawdza się stare przysłowie: „Cierpliwy nawet kamień ugotuje".

Kobieta ma więc do wyboru: albo się obrazić, odejść nie wysłuchaną i gryźć się dalej z problemem albo upokorzyć się i otrzymać oczekiwaną łaskę. Niejeden z nas po takim dictum obraziłby się śmiertelnie, zgorszyłby się na zawsze i odszedłby definitywnie. Dla kananejki o wiele ważniejsze jest dobro dręczonej córki. Pamięć o jej cierpieniu każe teraz zapomnieć o sobie! Być może kobietę dręczy wyrzuty sumienia, poczucie winy. Niejeden rodzic, przez swoje grzechy i błędy, zepsuł lub zniszczył życie niejednego dziecka. Niby nie chciał a jednocześnie nie zrobił wszystkiego, by uniknąć poważnych grzechów i błędów. Na przykład: zaborcza miłość, bezstresowe wychowanie, ślepa ufność, rzeczy jako protezy obecności, kult pieniądza, rozwody, bezkrytyczne przyzwolenie na wszystko itp. Pismo mówi: „Rodzice jedli dzikie owoce, a dzieciom ścierpły zęby". Może to ten przypadek?

Kananejka czuje się autentycznie niegodna ale nie czuje się nieważna! Ona wie, że niezależnie od popełnionych grzechów i błędów każdy ma prawo prosić Boga i poczuć się Jego dzieckiem. Inna sprawa czy zostanie wysłuchany. W jej modlitwie nie ma mistycznych uniesień ani gadulstwa za to obecna jest wiara i życie z prawdziwymi problemami.

Zamiast szukać odpowiednich miejsc i słów, skupienia i nastroju, które mogą nas oszukać, lepiej pomyśleć z jaką wiarą się modlimy?

 

Ks. Ryszard Winiarski, Puławy

TOP