Mocniejszy od wszystkich (Mk 1, 1-8)

echoewangelii_omega  Nawrócenie jest procesem trudnym, możliwym ale koniecznym. Biblia, mówiąc o nawróceniu, używa co najmniej dwóch słów: metanoein i epistrephein, których sens jest różny. Metanoia oznacza zmianę sposobu myślenia, opinii lub porzucenie jednej idei dla innej. Chodzi raczej o odkrycie teoretycznej pomyłki, błędnych założeń i odniesień, wycofanie się z zajmowanego stanowiska, które nie musi od razu pociągać radykalnych zmian w życiu.

 Jest to rodzaj sprostowania, swoistego dementi! Zaś drugie słowo - epistrephein, ma o wiele głębszą treść dla nas, bo pociąga za sobą niezwykle praktyczne i radykalne zmiany. Dosłownie znaczy zawrócić na drodze, zmienić kierunek lub kurs. Chodzi więc nie o pojęcia ale o wektor życia, który ma się odwrócić radykalnie np. z zachodu na wschód. Jednak opór jaki stawia ludzka wola momentami jest nie tylko trudny do wytłumaczenia, ale wręcz śmiercionośny. Niezwykle sugestywnie wyraził to prorok Amos, który żył w czasach wielkiego zamętu. Rozwój materialny państwa za panowania króla Jeroboama II wyzwolił w narodzie niespotykany wcześniej i niekontrolowany pęd do bogacenia się za wszelką cenę. Pociągnęło to za sobą trudny do opisania ucisk warstw uboższych i czysto formalistyczne, wręcz instrumentalne, traktowanie religii. Powszechna euforia jednych oraz narastający gniew i frustracja drugich zapowiadały zbliżającą się katastrofę. Naród stracił duchową sterowność, gdyż przestał odczytywać następujące po sobie znaki. Tak się dzieje z każdym narodem i z każdym człowiekiem, który przestaje odczytywać sens jaki konkretnym wydarzeniom i całej historii nadaje Bóg. Analogie współczesne nasuwają się same dlatego oddaje się choć przez chwilę lekturze Księgi Amosa: „ To Ja sprowadziłem na was klęskę głodu we wszystkich waszych miastach i brak chleba we wszystkich waszych wioskach, ale do Mnie nie powróciliście

 

- To Ja  wstrzymałem dla was deszcz na trzy miesiące przed żniwami... ale do Mnie nie powróciliście.

- To Ja karałem was zwarzeniem i śniecią zbóż, liczne ogrody wasze i winnice zjadła szarańcza - ale do Mnie nie powróciliście

- To Ja zesłałem na was zarazę, wybiłem mieczem waszych młodzieńców ... ale do Mnie nie powróciliście,

- Spustoszyłem was, jak przy Bożym spustoszeniu Sodomy i Gomory, staliście się jak głownia wyciągnięta z ognia, ale się do Mnie nie nawróciliście. - wyrocznia Pana." (Am 4,8n).  Powstaje zadziwiający paradoks, że Boże znaki powodują nie tylko zwykły ludzki sprzeciw ale coś o wiele gorszego - niezwykłą zatwardziałość serca. To ona sprawia, że człowiek staje się nie tylko zuchwałym recenzentem i sędzią Boga ale też wielkim samotnikiem, który chce, choć nie potrafi radzić sobie ze wszystkim samemu. Ta pozorna samowystarczalność w gruncie rzeczy jest przejawem rozpaczliwej niemocy, podobnie jak agresja jest oznaką skrywanej słabości. Czy jest jakaś nadzieja gdy nie przekonuje ani głód, ani susza, ani epidemia, ani wojna ani nawet spustoszenie porównywalne ze spustoszeniem Sodomy i Gomory? Czy możliwe jest ocalenie człowieka zaślepionego niemal wszystkim? Powiedzmy to jasno: Nie ma, poza rzeczywistym (a nie deklarowanym jedynie!) nawróceniem.

   Ale co to jest nawrócenie? Do czego się ono sprowadza? Jakie są jego oznaki? Czy istnieje dzisiaj takie miejsce, taka rzeczywistość w której człowiek mimo lęków mógłby przeżywać swoje radykalne i permanentne nawrócenie? Kościół pierwotny miał katechumenat i egzorcyzmy przedchrzcielne. Rozumiał skąd, z jakich niewoli przychodzą ludzie, z jak zagubionego świata dlatego miał drogę nawrócenia! Dlaczego tak wielu z nas żyje i chce żyć jakby Duch Święty nigdy nie dał Kościołowi takiego narzędzia? Jakby trzeba je było dopiero wymyśleć? Wystarczy powrót do źródeł! Kolejne poświęcenia kolejnych kamieni węgielnych, szkół, tornistrów, wodociągów, urzędów i supermarketów nie dają nikomu wiary. Stwarzają wrażenie, że oto kolejna cząstka rzeczywistości ziemskiej została oddana we władanie Chrystusa ale potem okazuje się, że to nieprawda. Nieprzemienieni ludzie nie są w stanie różnić się od pogan! Kolejne programy katechetyczne i duszpasterskie nie zastąpią katechezy dorosłych, kerygmatu biblijnego, mistagogii i skrutyniów. Po prawie 30 latach trudnego marszu drogą nawrócenia widzę, że właściwie Kościół nie ma wyboru: musi odtworzyć katechumenat, w którym u nikogo nie zakłada się wiary ale cały czas pracuje nad tym, aby ją wzbudzić. Inaczej Kościół będzie udzielał łaski Bożej na próżno a potem będzie przeżywał coraz większą frustrację, widząc zbiorowe apostazje. Co nam zostaje z dorocznego liczenia wiernych? Tak naprawdę - smutna konkluzja, że w tym razem mamy mniej obecnych niż rok temu! Nie dziwota, Dawid jak policzył swoich poddanych, to potem anioł śmierci przeszedł i zabrał mu wielu z tych, których policzył! (2Sm 24). Musiał na zawsze pożegnać siedemdziesiąt tysięcy ludzi. Dawidowi przynajmniej zadrżało serce! A nam?

Może więc nawrócenie najpierw oznacza uznanie za błędne wielu a może nawet i wszystkich koncepcji i decyzji, jakie podjęliśmy dotychczas, sądząc, że są dobre lub może nawet najlepsze z możliwych! Nawrócenie jest łaską dla pokornych, którzy zgodzili się na siebie takich jakimi są! Którzy mają odwagę się przyznać, że nie są ani wyjątkowi ani wspaniali. Nie są nawet dobrzy, bo tylko Bóg jest dobry! Porzucanie wszelkich iluzji, zwłaszcza dotyczących nas samych, porzucanie fałszywych wyobrażeń o życiu i świecie, musi być czynione z taką gorliwością z jaką Eliasz zabijał proroków Baala (por. 1Sm 18). Inaczej pozwolimy sobie i innym na niekończące się kompromisy i duchową schizofrenię. Będziemy usiłowali pogodzić światy, które w żaden sposób do siebie nie przystają i nie należą. Światy w stanie wojny totalnej. Św. Paweł mówi: „Nie wprzęgajcie się z niewierzącymi w jedno jarzmo. Co ma wspólnego sprawiedliwość z niesprawiedliwością? Albo cóż ma wspólnego światło z ciemnością? Albo jaka jest wspólnota Chrystusa z Beliarem, lub wierzącego z niewiernym? Co wreszcie łączy świątynię Boga z bożkami?"(2Kor 6,14-15).

Po drugie: Nawrócenie oznacza zgodę na przyjęcie wszystkich konsekwencji swoich grzechów i słabości. Są nimi np: wstyd, poczucie winy, rozpacz, upokorzenie, klęski, zgorszenia, zniszczone relacje, cierpienie a nawet śmierć niewinnych. Jeśli ktoś nie chce uznać, że stał się przyczyną wielu swoich i cudzych nieszczęść; jeśli nie chce przyjąć do wiadomości, że zawinił wobec Boga i bliźnich, będzie uciekał w tematy zastępcze skrywając wszystko pod maską pobożności. Trzeba nauczyć się wiązać nie tylko sznurówki i krawat, ale przede wszystkim przyczyny i skutki. A widząc ten związek wołać w całej skrusze, bez pretensji.

Po trzecie: Kiedy już odkryjemy prawdziwy i jakże zniszczony obraz, tę całą swoją mizerię, pozostaje najpiękniejsze i najsłodsze doświadczenie darmowej miłości, która się nikim nie brzydzi i nikim nie gardzi. Prawdziwe odkrycie: „Idzie mocniejszy... nie tylko od Jana Chrzciciela ale od wszystkich. Ten, który chrzci Duchem Świętym.

   Jak odczuwamy tylko mizerię swej natury nie czując, że przychodzi Mocniejszy, tak długo adwent jeszcze nie zaczął się spełniać!

 

Ks. Ryszard K. Winiarski, Puławy

TOP