Niedziela Miłosierdzia Bożego J 20, 19-31

echoewangeliitomaszW Dzienniczku świętej Faustyny czytamy: „Osiemnasty rok życia, usilna prośba rodziców o pozwolenie wstąpienia do klasztoru; stanowcza odmowa rodziców. Po tej odmowie oddałam się próżności życia, nie zwracając żadnej uwagi na głos łaski, chociaż w niczym zadowolenia nie znajdowała dusza moja.

 Nieustanne wołanie łaski było dla mnie udręką wielką, jednak starałam się ją  zagłuszyć rozrywkami. Unikałam wewnętrznie Boga, a całą duszą skłaniałam się do stworzeń. Jednak łaska Boża zwyciężyła w duszy. W pewnej chwili byłam z jedną z sióstr swoich na balu. Kiedy się wszyscy najlepiej bawili, dusza moja doznawała wewnętrznych udręczeń. W chwili, kiedy zaczęłam tańczyć, nagle ujrzałam Jezusa obok. Jezusa umęczonego, obnażonego z szat, okrytego całego ranami, który mi powiedział te słowa: „Dokąd cię będę cierpiał i dokąd mnie zwodzić będziesz?" W tej chwili umilkła wdzięczna muzyka, znikło sprzed oczu moich towarzystwo, w którym się znajdowałam, pozostał Jezus i ja. Usiadłam obok swej drogiej siostry, pozorując to, co zaszło w duszy mojej, bólem głowy. Po chwili opuściłam potajemnie towarzystwo i siostrę, udałam się do katedry św. Stanisława Kostki. Godzina już zaczęła szarzeć, ludzi było mało w katedrze; nie zwracając uwagi na nic, co się wokoło dzieje, padłam krzyżem przed Najświętszym Sakramentem i prosiłam Pana, aby mi raczył dać poznać, co mam czynić dalej. Wtedy usłyszałam te słowa: „Jedź natychmiast do Warszawy, tam wstąpisz do klasztoru". Wstałam od modlitwy i przyszłam do domu i załatwiłam rzeczy konieczne. Jak mogłam, zwierzyłam się siostrze z tego, co zaszło w duszy i kazałam pożegnać rodziców i tak w jednej sukni, bez niczego przyjechałam do Warszawy" (Dz  8-10).

 

Taki był punkt wyjścia prostej dziewczyny w kierunku wielkiej tajemnicy Miłosierdzia. Wszystko jest nieśmiałe, niepewne, nieoczywiste, trudne, może nawet mocno podejrzane. Widać, w jakim ogołoceniu, dosłownie i w przenośni, młoda Faustyna wyszła na spotkanie Miłosiernego Jezusa.

Co przeżywał apostoł Tomasz, który znalazł się poza Wieczernikiem? Dlaczego wyszedł? Czy była to własna inicjatywa czy też został wysłany, by zebrać wszystkie krążące opinie, sugestie i plotki? Tomasz, niczym peryskop, wspólnocie bezpiecznie zanurzonej w Wieczerniku dostarczy bezpośredniej wiedzy o tym, co dzieje się w Jerozolimie i jak „sprawa Jezusa" zaczyna być obecna w świadomości tłumów. W tym czasie konkurowały ze sobą co najmniej dwie wersje zdarzeń, dwie różne narracje - zwolenników i przeciwników Jezusa. Jedna mówiąca o zmartwychwstaniu, która stanowi centrum wiary chrześcijańskiej i druga spreparowana przez arcykapłanów, powielana przez przekupionych ludzi o rzekomej kradzieży ciała Jezusa z grobu. Obie wersje wydają się prawdopodobne, ale tylko jedna jest prawdziwa. Pytanie tylko: „która?"

Tak jest zresztą do dzisiaj. Oto w niedzielę Zmartwychwstania jeden z kanałów tematycznych (chyba Discovery) postawił tezę, że ewangeliści chcąc zerwać z synagogą i zachować poprawne relacje z Rzymem, napisali ewangelie w duchu antysemickim. W taki sposób  Piłat został wybielony, a Żydom  dorobiono gębę zabójców Chrystusa. Teza przykra, niesprawiedliwa i przewrotna, otoczona nimbem naukowości wmawia milionom ludzi, że chrześcijaństwo ze swej natury jest antysemickie i wyrachowane, a antysemityzm tak stary jak Kościół. Ale powróćmy do dzisiejszej ewangelii.

Być może Tomasz czuł się intelektualnie silniejszy od pozostałych apostołów i dlatego wierzył, że jego rozum znajdzie odpowiedzi na dręczące wszystkich pytania. Jest coś bałwochwalczego w przesadnym i ślepym zaufaniu do rozumu. Wyobraźmy sobie, co się dzieje z inteligentnym, myślącym krytycznie człowiekiem, który jest uczciwy poznawczo. Zbiera materiały do analizy, a potem gdzieś w mrocznej izbie porównuje różne wersje, słucha zwolenników i przeciwników, analizuje argumenty. Swój sąd, wynikający z przekonań czysto religijnych, chwilowo zawiesza, by zachować maksymalny obiektywizm.

Przypomina to sytuację, gdy późniejszy Kościół dla zbadania cudów obok naukowców wierzących będzie zapraszał także niewierzących i o dziwo przywiązywał będzie do ich orzeczeń wyjątkową wagę. Tak było np. z badaniem Cudu Eucharystycznego w Lanciano, Całunu Turyńskiego czy stygmatów św. Ojca Pio.

Po całej eskapadzie Tomasz wróci do Wieczernika nasycony emocjami, ale jednak bez odpowiedzi. Okazuje się, że ostateczną odpowiedź daje jednak wiara, a nie rozum. Dlatego jest to tak trudne dla ludzi inteligentnych. Być może Tomasz był intelektualistą. Na ten ślad naprowadzają nas jego deklaracje w formie zdań warunkowych: „Jeżeli na rękach Jego nie zobaczę śladu gwoździ i nie włożę palca mego w miejsce gwoździ, i nie włożę ręki do boku Jego, nie uwierzę". Ernest Bryll w ostatnim rozważaniu do Jasnogórskiej Drogi Krzyżowej Dudy - Gracza pisze bardzo osobiście:

A to ja Panie Boże - ja z paluchem brudnym
Którym Ci znowu w ranie będę grzebał długo
A to ja Panie Boże - Baranek obłudny
Co się uśmiechnie tylko
gdy krew pójdzie strugą
I patrząc w Twoje oczy osłupiałe
Zapyta:
- Boli, Boga?... Przepraszam, nie chciałem Dotknął nas. I pozwolił rany swej dotykać
A potem poszedł. Kto wie czy się zjawi
Jedni wiernie czekają nie chcą drzwi przymykać

Drudzy je zatrzasnęli...
Czy Mu rana krwawi?
Czy już zarosła blizną zapomnienia?
Bo kto z nas godny był tego cierpienia Na razie na tych, którzy zapomnieli
I na tych, którzy u drzwi wciąż czuwają
Spłynęła cisza.
Czasem nam się zdaje
Że słychać Jego kroki. Daleko, niepewnie
Że czeka na nas. Chodzi zatroskany
I prosi! - Przyjdźcie. Dotknijcie tej rany
Jeżeli nie wierzycie znów was krwią upewnię.

 

Jeśli nie przekonuje poeta, to może przekona pasterz - św. Grzegorz Wielki: „Więcej pomaga naszej wierze niewiara Tomasza, niż wiara apostołów".

Ks. Ryszard K. Winiarski, Puławy

TOP