Powroty na miarę Zacheusza

„Echo” Ewangelii Łk 19, 1-10 

Powroty na miarę Zacheusza

          
            Jerycho to najstarsze miasto świata i pierwsze jakie Izraelici zdobyli zasiedlając Ziemię Obiecaną, praktycznie bez walki, chodząc w niekończącej się procesji wokół jego bram i murów, wierząc, że spełni się obietnica powiedziana przez Boga Jahwe: „ Nie dokonało się to ani mieczem waszym ani łukiem. Dałem wam ziemię, nad którą się nie natrudziliście i miasta, których nie budowaliście. Winnice i drzewa których nie sadziliście”- Joz 24, 12-13. Proroctwo zapowiada całkowitą darmowość, a więc wprowadza Izraelitów i każdego z nas, w wymiar łaski czyli daru niezasłużonego. Ziemia Obiecana to prezent od Boga, wystarczy posłuszeństwo wiary, by niekłamana radość zawładnęła sercami ludzi a Bóg okazał się wiarygodny.
Blisko Jerycha znajduje się góra, na której Chrystus przeżył straszliwy post i kuszenie. Zmaganie zakończone zwycięstwem Mesjasza, służy nam do demaskowania fałszywych obietnic demona. Jerycho było więc miejscem znaków, w których objawiła się miłość i moc Boża w całej dosłowności. Nie należy się dziwić, że Jezus wraca do Jerycha, ponieważ właśnie tam żyje człowiek, który całym swoim życiem uwikłał się w oszustwa diabła. To nie tylko celnik, ale zwierzchnik celników- capo di tutti capi ( dosł. głowa wszystkich głów) - jak mawiają na Sycylii. Jest jeszcze jeden szczegół: sykomora czyli dzika, nie szczepiona przez nikogo figa, która rodzi parszywe, pozbawione słodyczy owoce. Może jest to jakaś metafora życia ludzkiego i nieludzkiego zarazem. Zacheusz i drzewo to jedno, organicznie zrośnięci ze sobą niczym symbol i rzeczywistość. W największym tłumie ludzi, Jezus zawsze szuka osobowej relacji z pojedynczym człowiekiem. To nie tłum wierzy lecz człowiek! To nie tłum wątpi, lecz człowiek! To nie tłum grzeszy, lecz człowiek! To nie tłum się nawraca, lecz człowiek! Zawsze jest to osobowa decyzja i osobista odpowiedzialność.
Życie Zacheusza absolutnie czytelne w kluczu doczesności pozbawionej Boga, przestaje mieć głębszy sens, gdy spojrzy się na nie z perspektywy wiary. Zdrada i chciwość to dość ochydna mieszanka słabości. Człowieka który je w sobie nosi otacza się pogardą, osądza go i wyklucza. Dlatego samotność zdrajcy i złodzieja jest trudna do wyobrażenia. Mimo wielorakich pozorów obecności, tak naprawdę jest sam w swoim zagubieniu. Tylko Chrystus zna bezmiar tej samotności i tęsknoty za odrobiną akceptacji. Człowiek wyszydzony, pokazywany palcem, znienawidzony czuje się jak zaszczute zwierzę. To prawda, że na własne życzenie, jednak nie zmienia to faktu, że cierpienie jest prawdziwe i wystarczająco duże, by mieć dość wszystkiego. Zacheusz nie chce cierpieć i pewnie nie umie, może nawet nie do końca rozumie. Ale bez wątpienia ma tę samą naturę co my: chce być kochanym mimo wszystko. Jest prawdziwym szczęściarzem, bo ku zdumieniu wszystkich, w wielkim tłumie Jezus zwraca uwagę wyłącznie na niego. Tłum zgorszony jest podwójnie: po pierwsze życiem celnika, po drugie – postawą Chrystusa, który go akceptuje i kocha takim, jakim jest. To niszczy wszelkie wyobrażenia o miłości jakie ludzie tworzą sobie. Bóg kocha mimo wszystko! Kocha każdego, chociaż my w swoich sądach skłonni jesteśmy pewnych ludzi przekreślić definitywnie oczekując by Bóg zrobił dokładnie to samo. Te nasze małe inkwizycje, stosy, gilotyny, ten specyficzny rodzaj „utylizacji” jednych przez drugich. Ocalony szczęśliwy Zacheusz, podejmuje decyzje, które mają przekreślić jego wcześniejsze życie. To już nie tylko publiczne przyznanie się do winy, to nie tylko postanowienie poprawy. To prawdziwe i niezwykle konkretne zadośćuczynienie Bogu i bliźniemu. To nie są żarty, tu nie ma żadnych pozorów, jest odwaga i radykalizm. To jest poważny wybór!
Czy ktokolwiek z nas zrobił w porywie nawrócenia to co on?
 
Czy gotowi jesteśmy oddać połowę swojego stanu posiadania?
 
Jakie są nasze zadośćuczynienia? Jak daleko gotowi jesteśmy się posunąć?
Czy chociaż jednemu człowiekowi wynagrodziliśmy poczwórnie cierpienie, stratę, ból, wstyd, upokorzenie których byliśmy sprawcą?
W życiu Zacheusza było wielkie odejście, ale był też równie wielki powrót. A czy przypadkiem u nas wszystko nie sprowadza się do odejścia?
 
Gdzie są nasze powroty na miarę Zacheusza?
 
 Ks. Ryszard K. Winiarski, Lublin

 

TOP