Jeden konieczny - wiele przygodnych

„Echo” Ewangelii J 1,1-18

                              
JEDEN KONIECZNY – WIELE PRZYGODNYCH

 
             Wydaje się, że tajemnicę Wcielonego Słowa najłatwiej jest wyrazić za pomocą obrazu, zwłaszcza dzisiaj, gdy świadomość odbiorcy coraz mocniej kształtuje siła i logika obrazu. Wymiana pokoleniowa polega także na tym, że „ dzieci Guttenberga“ ustępują miejsca „ dzieciom Microsoftu“. Niemniej jednak, Słowo Boże zostało dane na wszystkie czasy i niezależnie jakie zmiany już nastąpiły i jakie jeszcze nastąpią, język ma być podstawowym narzędziem misji Kościoła. Nie wszyscy jednak to rozumieją.
Całkiem niedawno, w Niedzielę Świętej Rodziny, mój proboszcz mnie zaskoczył. Odczytał Ewangelię i mówi tak: „List biskupów przeczytamy w innym terminie, a dzisiaj, w ostatnią niedzielę roku, zgodnie z tradycją, jako proboszcz udzielam  wam amnestii. Kazanie będzie ekologiczne”.., i zaczął Credo. Nie dość, że bez powodu zrezygnował z homilii, nie dość, że nie użyczył głosu biskupom, to jeszcze każe wiernym interpretować to jako akt łaski. Miary zaniedbań dopełnia powołanie się na stworzoną przez siebie tradycję. Msza była koncelebrowana, być może drugi ksiądz był gotów głosić homilię, ale nie mógł, bo był jedynie gościem. My jednak idąc śladami Św. Jana Ewangelisty spróbujmy z tajemniczym tekstem Prologu, zmierzyć się za pomocą pojęć i symboli. Nie da się opowiedzieć niczego pomijając tajemnicę początku. W logicznym ciągu przyczyn i skutków musi się pojawić pytanie o początek wszystkiego.
 
  Kluczem Prologu jest greckie słowo Logos utożsamione ze słowem arche, jako przyczyną sprawczą i zasadą istnienia. Przypatrzmy się niektórym słowom. Człowiek ma swoje arche w zygocie, rzeka - w źródle, nasienie stanowi arche drzewa itp. Czy jednak takie stwierdzenie wystarczy? Czy nie możemy i nie powinniśmy pytać dalej? Przecież musi istnieć także początek wszystkich ziemskich początków! Mówiąc językiem metafizyki byty przygodne, nie mające w sobie racji istnienia, istnieją dzięki czemuś i dzięki komuś! Potrzebują bytu koniecznego, który jako jedyny dla swojego istnienia nie potrzebuje nikogo i niczego. Wszystkie byty są skutkiem tej jednej Przyczyny. Jeśli się uwzględni wielkość wszechświata, której nie podobna określić, jego piękno, strukturę, dynamizm, celowość dokonujących się w nim zmian i wszystkie znane i nieznane jeszcze uwarunkowania, to wniosek nasuwa się jeden: przyczyną nie jest ani samoistność, ani przypadek. Tylko Ktoś mający wszystkie cechy absolutu może być uznany za pierwszą i ostateczną przyczynę wszystkiego. Logos ma wszystkie atrybuty boskie. Istnieje poza czaso - przestrzenią więc takie pojęcia jak ruch, zmiana, rozwój, przemijanie, punkt odniesienia, hierarchia itp. w ogóle Go nie dotyczą. Jest pełnią życia i w akcie stwórczym udziela się. Odrzucając tę prawdę, najczęściej z pobudek obcych lub wrogich wierze, wielu ludzi naraża się na śmieszność oraz całkowitą ignorancję.
 
  Porządek stworzenia nie jest jednak jedynym, który trzeba wziąć pod uwagę. Jest jeszcze porządek zbawienia. Wszystko istnieje dzięki Komuś ale i w sposób wskazany przez Kogoś. Tu zamiast pojęcia Logos musi pojawić się imię, a raczej dwa imiona - Jezus Chrystus. To On jest odpowiedzią na dramat grzechu pierworodnego, którego konsekwencje z grubsza polegają na tym, że zachowaliśmy potrzebę miłości, tracąc możliwość kochania. Nie jesteśmy skrzywdzoną niewinnością! Każdy nosi w sobie głód bez możliwości nasycenia. I im większa tego świadomość, tym większe cierpienie, ponieważ dla nas, jako ludzi, żyć znaczy tyle, co kochać, a kochać znaczy tyle, co żyć. Rozczarowują więc nas nie tylko inni swoją niemocą ale także sami siebie rozczarowujemy. Mistrzem tego rozpoznania i autorem diagnozy pozostanie św. Paweł, który w Liście do Rzymian mówi tak: „ Nie czynię bowiem dobra, którego chcę, ale czynię zło, którego nie chcę” (7, 19). Apostoł Paweł pyta: „ Któż mnie wyzwoli...?”, ale także wskazuje na odpowiedź: „ Bogu niech będą dzięki przez Jezusa Chrystusa” (7,24). Apostoł mówi tu o sobie samym, a pośrednio o każdym z nas. W Chrystusie przychodzi do nas utracone życie. On kochając nas w sposób całkowicie darmowy i niezasłużony, uzdalnia nas do miłości mimo wszystko. „W tym przejawia się miłość, że nie my umiłowaliśmy Boga, ale że On sam nas umiłował i posłał Syna swojego jako ofiarę przebłagalną za nasze grzechy”(1J 4,10). Nie jesteśmy już wiecznymi skazańcami niemocy. Naszą świadomość może i powinno kształtować obdarowanie i nasycenie a nie głody i tęsknoty. Darmowa miłość Jezusa Chrystusa przyjęta w aktach wiary dokonuje w człowieku radykalnej zmiany! Niemożliwe staje się możliwym. I to jest ta „...światłość prawdziwa, która oświeca każdego człowieka, gdy na świat przychodzi! (J 1,9). 
 

Krzysztof Drogowy

TOP